niedziela, 29 grudnia 2013

PLL. Zabójcze - Sara Shepard






Tytuł: Pretty Little Liars. Zabójcze.
Autor: Sara Shepard
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 319








 „Każde błogosławieństwo może obrócić się w przekleństwo”

Pamięć to dziwna rzecz. Nie zapamiętujemy przecież każdej sekundy z naszego życia. Być może niektórzy chcieliby posiadać superpamięć, która pozwalałaby na to. Trzeba uważać, bo prawdopodobnie to wcale nie takie przyjemne. Pamiętanie każdej kłótni, każdej porażki i przeżywanie w kółko najgorszych sekund naszego życia należy do przykrych zdarzeń. Gdybyśmy jednak mogli dzięki temu zauważyć więcej szczegółów lub tak, jak dziewczyny z Rosewood, poznać przyczyny śmierci najlepszej przyjaciółki, rozwikłać zagadkę i odnaleźć mordercę, to czy nie warto byłoby zaryzykować i trochę pocierpieć?

Najmodniejsza dziewczyna w mieście. To ona decydowała o tym kto był popularny, a kto nie. Każdy chłopak chciał z nią być, a każda dziewczyna chciała być jej przyjaciółką. Wszyscy chcieli być tacy jak ona. Mowa oczywiście o Alison DiLaurentis. Ta piękna dziewczyna została zamordowana i nigdy nie trafiono na ślady mordercy. Teraz jej najbliższe przyjaciółki: Emily, Hanna, Aria i Spencer mają nie lada kłopot. Pod Ali podszywa się jakaś osoba i wysyła im tajemnicze smsy, czasami nawet z groźbami, a podpisuje się tylko A. Do tej pory zdążyła już nieźle namieszać w życiu dziewczyn. Kto jest tą tajemniczą osobą? Kto zamordował Ali? Jakim cudem ktoś zna wszystkie ich sekrety? A może to Ali wcale nie umarła… ?

Mamy do czynienia już z VI częścią Pretty Little Liars. V tom skończył się jak zwykle z wielkim „wow”, więc zachłannie sięgnęłam po kolejny element zagadkowej układanki. W lesie dziewczyny odkryły martwe ciało. Po powrocie na miejsce zbrodni z policją, ciało znika. Telewizja, policja, praca, wszyscy sądzą, że dziewczyny nie są do końca szczere. Kiedy stają się niewiarygodne, a wszyscy krzywo na nie patrzą, one muszą zebrać siły i rozwiązać zagadkę śmierci Ali jak najszybciej, bo smsy od A są coraz bardziej podstępne.  Czy ta część uchyli nam choć rąbka tajemnicy?

Podziwiam Sarę Shepard, bo nie sądziłam, że tę historię można zawikłać jeszcze bardziej.  Każda kolejna część to kolejne zagadki, czytelnik sam zaczyna głupieć. Już wydaje się, że wszystko się wyjaśni, a tu nagle buch i wszystko staję się jeszcze bardziej pokomplikowane. Autorka świetnie sprawiła, że przeczytanie kolejnej części staje się obowiązkowe. Jeśli poprzednia zakończyła się z efektem „wow” to ta zakończyła się z efektem „wooooow”. Tym razem w szczególności zmuszeni jesteśmu do zapoznania się kolejnymi tomami, ponieważ nie otrzymujemy odpowiedzi na żadne pytania, a wręcz przeciwnie, otrzymujemy milion kolejnych zagadek. Jak zawsze najbardziej w tej serii urzekły mnie główne bohaterki. W tym całym zamieszaniu pozostają one zupełnie zwyczajnymi ludźmi z problemami rodzinnymi i sercowymi. Każda z nich radzi sobie z tą dziwną sytuacją na swój sposób.


„Pretty little liars. Zabójcze” jak zwykle intryguje i zachwyca. Jest to zupełnie lekka książka, którą czytałam sobie w autobusie lub po ciężkim dniu. Ma ona w sobie to coś, co podbija serce nastolatek. Ja nie przestanę czytać dopóki zagadka Alison się nie wyjaśni. Ta seria zdecydowanie wciąga i nie wypuszcza aż do końca. 

Moja ocena: 4/6




niedziela, 22 grudnia 2013

Wielki Gatsby - Francis Scott Fitzgerald







Tytuł: Wielki Gatsby
Autor: Francis Scott Fitzgerald
Wydawnictwo: Książka i wiedza
Rok wydania: 1990
Liczba stron: 238







„Wielki Gatsby” to dzieło zaliczane do klasyki, które widnieje również na liście BBC. Jednak to nie z tych powodów je przeczytałam. Gdy rozmawialiśmy na lekcji polskiego o romansach, nauczycielka zwróciła właśnie na tę książkę uwagę. Kilka dni później dowiedziałam się, że w najbliższym czasie powstanie ekranizacja. Następnie miałam przyjemność przeczytać kilka recenzji na blogach. Gwiazdy dawały znaki na każdym kroku, abym przeczytała wspaniałego „Wielkiego Gatsbiego”.

Dom pełen przepychu, bogactwa i wykwintności znany z częstych, hucznych przyjęć. Alkohol, żony próbujące zaciągnąć do domu swoich mężów lub zupełnie na odwrót oraz małe skandale są tu na porządku dziennym. Właścicielem tej luksusowej placówki jest sam Gatsby. Mało kto go tak naprawdę zna, mało kto w ogóle kiedykolwiek z nim rozmawiał. Najważniejsza jest zabawa, gospodarz nie ma dużego znaczenia. Osoba, która w tajemniczy sposób dorobiła się majątku, a teraz trwoni go na wszystkie sposoby, wzbudza wielką ciekawość. Krąży wiele plotek, a wszystkie niepotwierdzone. 

Oczywiście Gasby nie jest nadętym bogaczem, który nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa. Pod osłoną szampana, skrytości i tajemniczości kryje się jego prawdziwa twarz, kryje się historia miłości prawdziwej, jedynej w życiu. Wspaniałe przyjęcia, bogactwo, splendor – ma tylko jeden cel, przyciągnąć do niego kolejny raz.

Narracja w tej książce jest pierwszoosobowa za czym raczej nie przepadam. Tym bardziej zdziwiona byłam w tej sytuacji, gdzie narratorem nie jest Gatsby, a Nick. Jest on sąsiadem bogacza i na początku nic nie wskazuje, aby ich losy miały się ze sobą głębiej połączyć. Byłam bardzo zniechęcona na początku, bo jak można ukazać wszystkie uczucia i namiętności najważniejszego bohatera w książce poprzez inną postać? Właśnie na tym polega geniusz Francis’a Fitzgerald’a.  Oprócz tego, wprost genialny język i świetny styl. Czego więcej chcieć od książki? Zachęcam Was do przeczytania, bo gdybyście znali tę książkę jedynie z opowieści pomyślelibyście zapewne, że przedstawia ona zupełnie banalną historię. Gdy się zastanowię z perspektywy czasu, rzeczywiście można by tak stwierdzić, ale czytając ostatnie rozdziały towarzyszyło mi ogromne napięcie i smutek. Nikt nie jest w stanie opowiedzieć tego w taki sposób, w jaki zrobił to Fitzgerald, nikt nie da Wam tylu emocji.

„Wielki Gatsby” jest warty przeczytania. Mam nadzieję, że niestraszna Wam klasyka.  W szczególności, że mamy do czynienia z tak krótką książką, że każdy z pewnością znajdzie tę chwilę na przeczytanie. Aż trudno mi uwierzyć, że na tak niewielu stronach można stworzyć tak zdumiewającą powieść. Mam nadzieję, że film jest równie dobry, ponieważ dopiero zamierzam go obejrzeć. Może Wy już go oglądaliście? Jakie są Wasze odczucia?

  
Moja ocena: 6/6


„Ile razy masz ochotę kogoś krytykować (...) przypomnij sobie, że nie wszyscy ludzie na tym świecie mieli takie możliwości jak ty.”

piątek, 20 grudnia 2013

Modlitwa nieznajomej - Davis Bunn








Tytuł: Modlitwa nieznajomej
Autor: Davis Bunn
Wydawnictwo: Święty Wojciech
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 292







 „PORUSZAJĄCA OPOWIEŚĆ O MIŁOŚCI, STRACIE I UZDROWIENIU”

Kobieta oczekująca dziecka i pragnąca go całym sercem musi być przeszczęśliwa, gdy ono się narodzi. Co w takim razie musi czuć ta sama kobieta, która to dziecko straci? Przygotowywanie pokoiku dla malucha, ekscytacja bliskich osób, kupowanie pierwszych śpioszków, a wszystko to na nic. W jednym momencie całe to szczęście może ulecieć. Bóg ma dla nas plany, które bardzo ciężko zrozumieć. Pogodzenie się  z nimi trwa często bardzo długo.

Minął rok od prywatnej tragedii Amandy i Chrisa. W ich domu, do tej pory stoi pusty pokój, do którego obowiązuje niewypowiedziany zakaz wchodzenia. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Małżeństwo zgodnie z tradycją powinno je spędzić z rodziną Chrisa. Niestety nie jest to najlepszy pomysł. Młoda kobieta, która tak niedawno straciła swoje dziecko nie jest w stanie spędzić świąt w domu pełnym szczęśliwych i rozbrykanych dzieci. To kosztowałoby ją zbyt wiele. Pośród tych wszystkich kłopotów pojawia się sąsiadka - Emily, która zaprasza Amandę na wycieczkę do Izraela. Ta okazja nie niesie ze sobą jedynie zwiedzania, ale również możliwość zapomnienia o wszystkich troskach. Jest to idealny moment, aby spróbować pogodzić się z przeszłością oraz zbliżyć do Boga. Na dodatek Amanda czuje jak mąż buduje pewien mur między domem, a pracą. Oboje zdawali sobie sprawę, że podczas tego okropnego wydarzenia rok wcześniej, w ich małżeństwie brakowało ognia, który dodawał im skrzydeł. W Jerozolimie okazuje się, że główna bohaterka jest odpowiedzią na modlitwę pewnej kobiety. Kto natomiast będzie odpowiedzią na modlitwy Amandy?

„Modlitwa nieznajomej” zabrała mnie w nadzwyczajną podróż. Historia głównych bohaterów stała się  dla mnie bardzo bliska. Wszystkie emocje, uczucia, smutki i radości, przegrane oraz wygrane Amandy stały mi się bliskie. Postać ta ogromnie mnie wzruszała. Zaskakiwała mnie też i pokazywała jak pięknie można kochać. Zaimponowała mi dbałością o swoje małżeństwo. Wydawało mi się, że to właśnie dla Chrisa próbowała być silna. Myślę, że główna bohaterka może być wzorem do naśladowania dla niejednego z nas.

Davis Bunn już na samym początku zaszokował mnie, gdyż nie spodziewałam się, aby mężczyzna potrafił tak dobrze opisać uczucia kobiety. Co prawda, bywałam rozczarowana, że autor nie rozwinął niektórych wątków, nadal czuję pewien niedosyt. Podobało mi się natomiast to, że emocje grały w tej książce główną rolę. To dzięki nim utwór jest wyjątkowy.

„Modlitwa nieznajomej” jest książką, która niesie wiele wartości, która przekazuje czytelnikowi nadzieję, wiarę i miłość. Być może osobom, które nie mają jeszcze dzieci może być trudniej ją zrozumieć, choć mi nie sprawiło to kłopotu. Moja babcia przechodziła przez to samo i zdążyła mi trochę o tym opowiedzieć. Rzeczywiście strata dziecka to jedna z najgorszych wydarzeń jakie mogą się przytrafić kobiecie, choć nie oszukujmy się, kochający ojciec również przeżyje tę stratę bardzo głęboko. Podsumowując, zastanówcie się czy ktoś z Waszych bliskich nie stracił ostatnim czasem uśmiechu na twarzy? Może ktoś znalazł się w tej samej sytuacji, co Amanda? A może, po prostu któryś znajomy potrzebuje iskierki nadziei? Ta książka będzie idealna dla takich osób. Zastanówcie się, na świąteczne zakupy nie jest jeszcze za późno. 


Moja ocena: 5-/6





piątek, 13 grudnia 2013

Przywróceni - Jason Mott





Tytuł: Przywróceni
Autor: Jason Mott
Wydawnictwo: Harlequin
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 400






„WYOBRAŹ SOBIE, ŻE CAŁY TWÓJ ŚWIAT STAJE NA GŁOWIE…”

Zastanawiam się czasami, jakby to było móc znów porozmawiać ze zmarłą osobą, przytulić ją i powiedzieć to, co pozostało na wieki niedopowiedziane. Wyobrażam sobie jak przypadkiem spotykam tę osobę w mieście lub jak puka do mych drzwi. Należy sobie postawić jedno pytanie. Jakbym postąpiła, gdyby zmarły powrócił i pragnął znów żyć, jakby potężna śmierć straciła swą moc, jakby przestała mieć prawo do naszej duszy? Co byś zrobił, gdyby Twój świat stanął na głowie? Zawsze istnieje pewien wybór, istnieją dwie postawy. Możesz przyjąć tę niemającą prawa istnieć istotę do swojego domu i spróbować żyć normalnie. Jest też druga opcja, mianowicie możesz uznać tę osobę za potwora, za szatana, diabła, za wybryk natury. Będziesz wtedy próbował żyć tak, jakby ta osoba nie powróciła, a w głębi serca uważać będziesz to zjawisko za potworne, przerażające… Którą postawę wybrałbyś Ty?

Przyznam, że Jason Mott zaskoczył mnie ostatnimi stronami „Od autora”. Pięknie tam wyjaśnił w jaki sposób pojawił się pomysł na tę książkę. Przyśniła mu się jego zmarła matka. Był to sen o zupełnie zwyczajnej rozmowie matki z synem. Jak wspomina autor, nawet po śmierci jego matka nakłaniała go do ustatkowania się. Opowiedział o tym śnie koledze, a ten zadał kilka bardzo ważnych pytań, nad którymi niejeden pewnie się zastanawia, lecz nigdy nie wypowiada ich na głos. „Czy umiałbyś sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby wróciła? (…) I co, gdyby przydarzyło się to nie tylko tobie?” W ten prosty, ale oryginalny sposób narodził się plan na „Przywróconych”.  Ta opowieść ma cel, ma nas skłonić do refleksji, ale przede wszystkim mamy tu znaleźć przebaczenie, a może nawet uwolnić się od ciężaru winy.

Dzieci robią bardzo nieodpowiedzialne rzeczy, jest ich wszędzie pełno, a do głowy przychodzą im pomysły zupełnie szalone. Rodzice nie są w stanie mieć na oku swojej pociechy w każdej minucie. Nie mamy na to żadnego wpływu, nie możemy się za to obwiniać, ale przez tą chwilę nieuwagi może dojść do tragedii. Taki los spotkał Jacoba w 1966 roku. W dniu jego ósmych urodzin, chłopiec oddalił się nad rzekę. Pośród zgiełku rozmów nikt nie zauważył momentu odejścia dziecka. Znalazł go dopiero Harold, jego ojciec. Znalazł go martwego. Po tym wypadku w domu Lucille i Harolda zapadła cisza, jaka towarzyszy tylko rodzinie pogrążonej w głębokiej żałobie. Mija jednak wiele lat, a czas potrafi zagoić wiele ran. Pustka w sercach bohaterów pozostała na zawsze, ale potrafią już normalnie żyć. Staje się ono zwyczajne i spokojne – aż do pewnego dnia. W drzwiach starego domu, po dziesiątkach latach od tragedii, stanął ich syn, całkiem żywy. Dla Lucille to cud, dla Harolda zło, które nie powinno mieć miejsca  w ich domu. Czy można nazwać cudem zdarzenie, które ma miejsce na całym świecie, każdego dnia po kilkadziesiąt razy? Dobrze się domyślacie, przywróconych zostaje setki, a nawet tysiące ludzi.

Jason Mott stworzył utwór, który w pewnym sensie nawiązuje do końca świata. Tym razem nie spotkamy się jednak z kosmitami, wampirami, czy zombie. Otrzymamy jak na tacy żywych ludzi, którzy powstali z martwych, tak jak opowiada o tym Biblia w Apokalipsie św. Jana. Autor poruszył trudne tematy w zgrabny sposób, jednocześnie nie ukazując nam nawet rąbka tajemnicy, której wszyscy są ciekawi, tajemnicy którą próbujemy odkryć od samego początku istnienia ludzkości.

Po przeczytaniu tej lektury usiadłam i zaczęłam myśleć. Zajęło to wiele czasu, bo do przemyślenia po niej miałam wiele spraw. Nie chciałam rozmawiać, nie pragnęłam śmiać się, ani płakać, potrzebowałam tylko chwili spokoju. Powróciłam do głównego pytania przyjaciela autora. Postawiłam się w tym fantastycznym świecie i próbowałam wyobrazić sobie moją reakcję na przywróconych. Nie było to łatwe i dopóki nie zostanę postawiona w takiej sytuacji, najpewniej nie dowiem się tego. Mimo wszystko siedziałam w ciszy i myślałam nad wszystkimi osobami, które stąd odeszły. Chyba, że stanie się cud…

Moja ocena:5/6






wtorek, 10 grudnia 2013

Alchemia miłości - Eve Edwards






Tytuł: Alchemia miłości
Autor: Eve Edwards
Wydawnictwo: Literacki EGMONT
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 384







„WIELKA MIŁOŚĆ NA DWORZE TUDORÓW. UCZUCIE, KTÓRE PRZEZWYCIĘŻY KAŻDĄ PRZESZKODĘ.”


Wydawało mi się, że miłość zawsze jest trudna. Kiedy jednak odniosę się do książki Eve Edwards „Alchemia miłości”, mam wrażenie że współczesna miłość jest zupełnie prosta. Tutaj spotkamy się z zupełnie odmiennymi realiami od naszych. Twoja przyszła żona przede wszystkim musi mieć mnóstwo forsy, bo małżeństwa nie zawiera się dla przyjemności, ma ono wnieść do rodziny widoczną poprawę majątku. Twój przyszły mąż kategorycznie nie może być byle kim, tytuł i szlacheckie korzenie to podstawa! Więc w jaki sposób w takim świecie być szczęśliwym? Trzeba odnaleźć miłość, która przezwycięży to wszystko, która będzie ponad to. O tak wielkim uczuciu pisał Szekspir. Ale pisze o nim też Eve Edwards.

Ta piękna książka o miłości przypomina mi „Romea i Julię”. Tyle tylko, że jest tu mniej dramatu, a więcej humoru – i to mnie urzekło. Ellie jest uroczą dziewczyną, i jak na tamte czasy, ma całkiem cięty język. Nie boi się wyrażać własnego zdania. Tylko jednej osobie nie potrafi się sprzeciwić - swojemu szalonemu ojcu, który jest alchemikiem i pragnie zamienić zwykły metal z złoto. Bohaterka ma wrażenie, że czasami to ona opiekuje się ojcem, a nie on nią. Ellie ma hiszpański tytuł po matce, jednak bez majątku i w sytuacji bliskiej wojny Anglii z Hiszpanią, niewiele on znaczy. Głównym bohaterem natomiast jest bardzo młody hrabia Will Lacey. Ma on przed sobą jedno, ale bardzo ważne, zadanie. Aby uratować rodzinę od ruiny musi poślubić osobę z dużym majątkiem. Wszystko układa się całkiem dobrze, ponieważ najlepszą opcją wydaje się być Jane, która oprócz tego, że jest bogata, jest również piękna i mądra. Jej ojciec z pewnością nie będzie miał nic przeciwko temu małżeństwu. Na drodze staje jedno „ale”. Uczucia hrabiego nie są zgodne z rozumem. Staje przed najtrudniejszym wyborem w swoim życiu. Szczęście rodziny, czy swoje?

Opowieść została osadzona w roku 1582, jednak historii nie znajdziemy w niej zbyt wiele, dlatego jej antyfani nie mają się czego obawiać. Pisarka wspaniale oddała nastrój tamtejszej epoki i dokonała tego z taką lekkością, że książkę czyta się przyjemnie i bardzo szybko. Plusów można by wymieniać wiele, ale to całość tworzy coś fenomenalnego. Zwroty akcji doprowadzały mnie do śmiechu, czasem do łez i smutku, a bohaterowie wprost czarowali swoimi osobowościami, a nie były to osobowości byle jakie, tylko wyraziste i ciekawe. Przyznam, że styl okładki książki od razu przywołał mi na myśl książkę „Odmieniec” Philippy Gregory, która niestety, mi akurat niezbyt przypadła do gustu. Jeśli ktoś odczuwa podobnie, to możecie się nie obawiać, bo „Alchemia miłości” prezentuje sobą coś zupełnie innego i moim zdaniem była o wiele lepsza. Natomiast jeśli „Odmieniec” podobał Wam się, to myślę, że również to przeniesienie do dawnych czasów spodoba się tym bardziej.


„Alchemia miłości” zabrała mnie do wspaniale wykreowanego świata, który niekoniecznie mija się z faktami. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu, gdyż z tym skończyłam zdecydowanie za szybko! Polecam wszystkim romantyczkom. 



sobota, 7 grudnia 2013

Stosik

Na grudzień plany czytelnicze są całkiem ambitne jak na mnie z powodu nadchodzących świąt i większej ilości czas :) Mam nadzieję, że szybko ten stosik zostanie przeze mnie czytelniczo pochłonięty, gdyż już kolejne pozycje szykują się do kolejki. Mam nadzieję, że będę z niego zadowolona, z większością z tych książek wiążę spore nadzieje. Szczególnie z "Czasem Żniw", który polecaliście tak gorąco, że cudem powstrzymuję się, aby wszystkiego nie rzucić i mimo wszystko nie zabrać się jeszcze za nią. Czuję, że jak już zacznę, to nie będę mogła się oderwać :)



1.Modlitwa nieznajomej - T. Davis Bunn
2.Krok do szczęścia – Anna Ficner-Ogonowska
3.Bóg kocha złamanych na duchu i tych, którzy udają, że takimi nie są – Sheila Walsh
4.Pretty Little Liars. Zepsute – Sara Shepard
5.Pretty Little Liars. Bez serca – Sara Shepard
6.Pretty Little Liars. Zabójcze – Sara Shepard
7.Był sobie książę – Rachel Hauck
8.Krew Elfów – Andrzej Sapkowski
9.Cuchnący Wersal- Elwira Watała
10.Ostatnia spowiedź - Tom II – Nina Reichter
11.Alchemia miłości – Eve Edwards
12.Czas Żniw – Samantha Shannon



Widzicie w tym stosiku coś dla siebie? Może coś polecacie lub zdecydowanie odradzacie? Czekam na opinie!

środa, 4 grudnia 2013

Mistrz - Katarzyna Michalak






Tytuł: Mistrz
Autor: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: FILIA
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 310






Kobiety mają czasami ochotę na odrobinę pikanterii w swoich książkowych przygodach. Katarzyna Michalak do tej pory nie była jednak znana z takich wybryków. Ale trzeba być otwartym na nowe tematy, prawda? Dlatego też pisarka postanowiła zaskoczyć nas czymś zupełnie nowym. Podjęła wyzwanie i podarowała nam powieść pełną gorących uczuć.

Spotkamy się tu z dwiema bohaterkami. Obie piękne, ale na swój sposób. Jedna znalazła się w tej sensacyjnej historii zupełnie przypadkowo, druga pasuje do niej jak nikt inny. Sonia i Andżela. Połączy je przypadek oraz niesamowicie niebezpieczny mężczyzna: Raul – przywódca mafii. Kobiety znajdą się w świecie tajemnic, brutalności i zbrodni. Czy w takim miejscu można odnaleźć miłość?

Los lubi zabawiać się ludźmi. Sprawia, że nasza osoba znajdzie w nieodpowiednim miejscu i czasie. To zdecydowanie komplikuje nasze życie, może je nawet zupełnie zmienić.  W takiej sytuacji znalazła się Sonia. Wracając do domu trafiła w sam środek gangsterskich porachunków. Młoda dziewczyna zostaje oskarżona o współprace z mafią. Czy może zdarzyć się coś gorszego? Owszem. Mafia nie pozostaje bierna, tajemnicza kobieta może być przecież szpiegiem. Postanawia uprowadzić kobietę. W ten oto sposób na Cyprze znajdzie się Sonia. Wracając do Andżeliki, ona nie znalazła się na wyspie przypadkowo. Przyjechała na nią z Vincentem, bratem Raula, jako jego kochanka. Większość wyobraża sobie najpewniej biedną Sonię zamknięto gdzieś w piwnicy oraz Andżelikę korzystającą z luksusów domu. Nic bardziej mylnego. Obie bohaterki na równych prawach przebywają w wspaniałej VillaRosa. Może z jednym wyjątkiem. Jedna z nich jest tam w końcu z przymusu. Choć drugiej z nich pobyt w tym miejscu wcale nie musi się tak bardzo podobać. Ma ona jedno zadanie – uwieść Raula. Co jednak zrobić, gdy mężczyzna jest bardziej zainteresowany niewinną Sonią?

Najbardziej gorącą kobietą w tej powieści jest najpewniej Andżela. Wyuzdana, wiecznie napalona. Przez większość utworu to dzięki tej osobie zyskamy ociekające pikanterią sceny. Ale czym jest jedna chętna kobieta w porównaniu do niewinnej i skromnej? Ta niewinna w połączeniu z kipiącym seksapilem mężczyzną daje nam wynik miliona intensywnych emocji. To na taką miłość czekają czytelnicy!

Trafiamy na znaczący moment w życiu Raula, handlarza narkotyków. Ma on dość swojej pracy, pragnie przeprowadzić ostatnią, największą akcję w swoim życiu i skończyć z tym. Będzie ona polegała na przetransportowaniu do Europy kilkunastu ton Złotego Pyłu. Jest to zupełnie nowy narkotyk, o ogromnym plusie – trudno go wykryć. Sonia ma nadzieję, że po tym wszystkim zostanie uwolniona. Raul ma nadzieję, że zacznie nowe życie. Andżelika chciałaby wykonać swoją misję i wrócić do zwykłego życia. Czy któremuś w bohaterów w ogóle się to uda?

Najbardziej w książce podobała mi się jej nieprzewidywalność i zakończenie, którego naprawdę nikt nie mógłby się spodziewać. Elementy banalne również się zdarzały i przyznam, że czasami raziły w oczy. Mimo wszystko, zakończenie zdecydowanie nadrabia wszelkie minusy. „Mistrz” był przede wszystkim reklamowany jako powieść z wieloma elementami erotycznymi. W tym przypadku trudno wyrazić ogólne zdanie. Nie jest to „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, co wielu pewnie ucieszy. Nie jest to też typowy erotyk. Moim zdaniem to wszystko daje książce ogromnego plusa, ponieważ znajdziemy tu sceny erotyczne, które są pisane z wyczuciem i stylem. Najważniejsza jest mimo wszystko fabuła i to bardzo mi się podobało.


Katarzyna Michalak zaskoczyła mnie. Pisarka sprostała zadaniu, które przed sobą postawiła. Pobudzi Wasze zmysły i zapewni przyjemnie spędzony czas. Dynamiczna akcja nie pozwoli Wam się nudzić, a bohaterowie nie pozwolą o sobie zapomnieć. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak serdecznie Wam tę książkę polecić!




niedziela, 1 grudnia 2013

Podsumowanie listopada


Listopad oraz długie jesienne wieczory okazały się idealne na zasiadanie z książką. Wieczór bez książki to wieczór stracony! Tak więc w tym miesiącu udało mi się przeczytać 7 pozycji, mianowicie:

1.Dynastia Tudorów. Bądź wola twoja - Elizabeth Massie, Michael Hirst
2.Alchemia miłości - Eve Edwards
3.Porzuceni - Tomasz Graczykowski
4.Słynne porwania - Przemysław Słowiński
5.Alibi na szczęście - Anna Ficner-Ogonowska
6.Piąta fala - Rick Yancey
7.Złodziej pioruna - Rick Riordan

Część recenzji już się ukazało, a część jeszcze przede mną. Najmilej wspominam "Piątą falę" oraz "Alibi na szczęście". Najbardziej interesującą oraz szokującą książką okazały się "Słynne porwania".

Statystyki na listopad:
przeczytano: 2796 stron
na dzień: 93 strony

Jak Wam minął listopad? Mam nadzieję, że jesteście z niego zadowoleni i oczywiście każdemu życzę jak najlepszego grudnia :)

sobota, 30 listopada 2013

Słynne porwania - Przemysław Słowiński







Tytuł: Słynne porwania
Autor: Przemysław Słowiński
Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 350









Porwania należą do wstrząsających i zarazem interesujących tematów. Słysząc w mediach o coraz to nowych i gorszych w skutkach uprowadzeniach, w naszych głowach pojawia się wiele pytań. Co myśli sobie sprawca? Czy jest to człowiek w pełni zdrowy? Jak czuje się ofiara po takim zdarzeniu, jeśli w ogóle je przeżyje? W tej książce autor przybliży nam odpowiedzi na te pytania oraz wiele innych.

W lekturze zostanie nam przedstawionych jedenaście różnych porwań. Będą one dotyczyć osób:

1.Charles Lindbergh
2. Benito Mussolini
3.Raoul Wallenberg
4.Bohdan Piasecki
5.Antonio Villas Boas
6.Adolf Eichmann
7.Patricia Hearst
8.Hanns – Martin Schleyer
9.Natascha Kampusch
10.Krzystof Olewnik
11.Michelle Knight, Amanda Berry, Gina Dejesus

Być może historią któregoś z nich byliście już zainteresowani? Ta książka stwarza do tego świetną okazję. Każda z tych historii zupełnie inna, choć może coś jednak je łączy. Spotkamy się z różnymi motywami tych przestępstw. Pieniądze, polityka i seks to główne z nich.

Autor rozpoczyna książkę od porwania, które wstrząsnęło całą Ameryką. Malutki chłopczyk, syn znanego lotnika, zostaje uprowadzony. Do tej pory nie wiadomo czy na krzesło elektryczne skazano za to właściwego człowieka. Najbardziej szokującymi porwaniami dla mnie były natomiast uprowadzenie Nataschy Kampusch oraz trzech kobiet opisanych w ostatnim rozdziale. Słyszałam o nich jeszcze przed sięgnięciem po książkę, dlatego od razu, przede wszystkim na nie zwróciłam uwagę. Być może ich losy stały mi się bliskie, ponieważ zwyczajnie jestem kobietą i krzywda jaka została im wyrządzona wzbudziła moje ogromne współczucie.

 Dziewczynka, która odnalazła się po kilku latach, o której do tej pory wiele się mówi. Od jej ucieczki z domu swojego prześladowcy minęło dopiero sześć lat. Więziona udawałaz że takie życie jest normalne. Obiecała sobie tylko jedno, gdy dożyje 18 lat, ucieknie. Dziś wiemy, że kupiła dom w którym spędziła najgorsze lata. Dlaczego to zrobiła? Czy można żyć normalnie po takim zdarzeniu? Kolejne trzy kobiety to sprawa zupełnie świeża, gdyż dotyczy porwania, które w bieżącym roku zostało odkryte. Cleveland, miasto w Ohio, a w nim dom, w którym żył porywacz. Swoje „łupy” każdego dnia gwałcił i bił. Gdy policja w tym roku wreszcie zainteresowała się kolejnym już z rzędy zgłoszeniem sąsiada, wraz z kobietami znaleziono 6 letnią dziewczynkę. Była to córka jednej z nich oraz porywacza. Jedyne dziecko, które przeżyło. Każda z uprowadzonych wiele razy zachodziła w ciążę, ale przez pobicia, wiele razy poroniły. Wszystkie przeszły przez piekło, ale udało im się w niego wyrwać.

W  książce znajdziemy nawet relacje sławnych porwań przez UFO! Ta tematyka zdecydowanie różni się od pozostałych porwań, jednak jest to również bardzo ciekawy wątek. Akcje związane z uprowadzeniami politycznymi były również świetnym środkiem do zapoznania się bliżej z tymi wydarzeniami, o których niewiele możemy dowiedzieć się ze zwykłej książki historycznej.


„Słynne porwania” to z bardzo interesująca książka, która przybliża nam informacje wstrząsające światem. Dzięki niej, każde porwanie poznamy szczegółowo i znajdziemy tu wiele odpowiedzi na pytania, które nasuwają się człowiekowi. Motywy przestępstwa, jego przebieg, losy ofiary po całym wydarzeniu, wszystko tu znajdziecie. Żadna gazeta nie przedstawi Wam tego tak szczegółowo. Myślę, że jest to książka, którą warto przeczytać. Mnie skłoniła do wielu refleksji nad tym, do czego zdolny jest człowiek i jak skomplikowany jest jego rozum. 



wtorek, 26 listopada 2013

Porzuceni - Tomasz Graczykowski






Tytuł: Porzuceni
Autor: Tomasz Graczykowski
Wydawnictwo: Wirtualne Wydawnictwo GONETA
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 167







 Dawno nie czytałam żadnej książki science – fiction. „Porzuceni” taką okazję mi stworzyli. Motyw zagłady naszej planety jest bardzo częsty, ale zawsze znajdzie się ktoś kto wykorzysta go w nowy sposób. Ekolodzy krzyczą i błagają ludzkość, aby ograniczyli zanieczyszczenia. Wymyślają na to miliony sposobów, ale kto tak naprawdę zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji? Niewielu z nas. Kiedy powietrze na Ziemi stanie się zabójcze, ludzie będą zmuszeni opuścić planetę. Inaczej umrą. Jednak nie wszyscy zasłużyli na nowe życie poza niebieską planetą. Najgorsi kryminaliści pozostaną na niej i rozpoczną walkę o przetrwanie…

Akcja toczy się w roku 2138, a na naszej planecie pozostały gnijące ludzkie ciała. Żywe ciała. Jeszcze żywe, bo od toksycznego powietrza, każdego dnia, ludzkie organy gniją, żyły pękają, wszystko puchnie. Na dodatek, dzieje się to, gdy ludzie nadal żyją i czują ten ogromny ból. Przyszłość nie niesie ze sobą żadnej nadziei. Teraźniejszość jest beznadziejna. Piękna przeszłość stała się jedynie mglistym wspomnieniem. Nie da się być szczęśliwym. Jest jednak jeden, jedyny sposób. Można zapomnieć, wiecznie śnić, zrzec się prawdziwego życia, na rzecz świata snów i fantazji. W jaki sposób to zrobić? Pomóc w tym nam mogą cztery miasta Korporacji Zjednoczonych. Są one chronione kopułami nieprzepuszczającymi skażonego powietrza. Nie myślcie sobie, że wewnątrz nich ludzie prowadzą sielankowe życie. Oni nie prowadzą żadnego życia. Leżą tylko w komorach i zażywają narkotyk, który sprawia, że funkcje życiowe są utrzymywane. Niestety, jedynie co robią, to śpią. Raj dla leniwych? Nie sądzę.

Na stronach książki poznamy Steeler’a, który radzi sobie w trudnych warunkach w dość oczywisty sposób jak na ludzi zamieszkujących Ziemię. Jest on płatnym zabójcą. Mimo wszystko, jest on wyjątkowy, bo tak dobrego mordercy nie łatwo znaleźć. „Zawód” ten być może niektórych przeraża, ale bohater jest usprawiedliwiony przez ten ciężki świat w którym przyszło mu żyć. Wygrywają tu tylko najsilniejszy. Trzeba też oczywiście dodać, że nie zabija on kobiet, czy dzieci. Pewnego dnia dostaje bardzo niebezpieczne zlecenie. Tym razem musi zabić jednego z obywateli Miasta Korporacji. Czy to możliwe? Dla Steeler’a najpewniej tak, choć ryzyko jest ogromne. Wynagrodzenie jest niesamowicie wysokie, więc bohater podejmuje się tej misji. W najśmielszych oczekiwaniach nie mógł sądzić, jak potoczą się jego losy.

„Porzuceni” to książką, która często mnie zaskakiwała, ale często też wywoływała mdłości. O tak, sceny rozszarpywanych i gnijących ciał zostały ukazane bardzo szczegółowo. Pewnie niejeden facet już skacze z radości. Dla kobiet może nie są to koniecznie najprzyjemniejsze sceny, choć ja osobiście nie mam nic przeciwko takim od czasu do czasu. Żałowałam też, że wątek miłosny nie został bardziej rozwinięty. Chociaż z drugiej strony, czy książka ukazująca ludzki dramat miałaby sens, gdyby została zderzona z takim uczuciem jak miłość?

Tomasz Graczykowski stworzył świat pełen okrucieństwa i bólu. Jest to miejsce pełne akcji, nikt nie ma prawa się tu nudzić. Każdy nowy dzień to walka o przetrwanie. Pomysł na tę książkę jest bardzo ciekawy i myślę, że mógłby doczekać się kontynuacji. Polecam fanom science – fiction oraz krwawych scen.

Moja ocena: 4/6


piątek, 22 listopada 2013

Alibi na szczęście - Anna Ficner - Ogonowska








Tytuł: Alibi na szczęście
Autor: Anna Ficner - Ogonowska
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 653







Przepiękna historia o największym i najsilniejszym uczuciu – o miłości. Opowieść o nadziejach, o radzeniu sobie z przeciwnościami losu oraz o sile życia. Niezapomniany klimat pozwolił mi zatracić się w tej książce. Bohaterowie pozwolili się pokochać. Ja natomiast pozwoliłam się ponieść jednej z lepszych historii miłosnych jakie czytałam.

Kocham wzruszające powieści, kocham zamykać się w pokoju i czytać, aż sen nie pozwoli na pozostanie w rzeczywistości. Uwielbiam błądzić po stworzonym przez pisarzy świecie, po ich bajce, nie myśleć o niczym inny, być przez chwilą inną osobą, przeżywać pierwszą miłość jeszcze raz… Wszystko co kocham, odnalazłam właśnie w tej książce.

Główną bohaterką jest Hania, młoda nauczycielka języka polskiego, która przeszła w życiu więcej niż niejeden z nas. Mimo wieku, nie myśli już o miłości, czy rodzinie. Szczęście dla niej nie jest przepięknym uczuciem, szczęście jest straszne. Dlaczego? Ponieważ, gdy szczęście utracisz, poczujesz się jakbyś spadł z wieżowca, powinieneś umrzeć, ale nie tym razem, musisz żyć i cierpieć. Pewnego dnia poznaje Mikołaja, młodego architekta. Bohaterka nie bierze go nawet pod uwagę, żyje swoim życiem, bez marzeń, bez miłości. Mikołaj jednak jest mężczyzną zdeterminowanym, który dla swoich marzeń zrobi wszystko. Walczy, mimo ciągłych niepowodzeń. Poznajemy też Dominikę, szaloną przyjaciółkę Hanki. Jej energia i humor sprawiają, że wszystko wokół staje się prostsze i lepsze.  Kolejną wspaniałą i ciepłą osobą jest pani Irenka. Chyba każdy chciałby mieć taką babcię. Zawsze doradzi, świetnie gotuje, jest ciepła i troskliwa. Tylko w jej domu Hania czuje się naprawdę dobrze, tylko w nim odnajduje spokój.

Ciepłość i wspaniałość osób, które zostały tu przedstawione, sprawiło że często uśmiechałam się podczas czytania. Pięknie opisane uczucia bohaterów sprawiły, że co chwilę się wzruszałam. To jedna z tych opowieści, od których ciężko się oderwać. Co prawda z główną bohaterką ciężko było mi się utożsamić, myślę że jestem bardziej jak Dominika, która wszystko robi w biegu, nie zastanawia się zbyt wiele i zwyczajnie próbuje być szczęśliwa. Mimo tego, ta niepewna siebie osóbka zdobyła moją sympatię. Również Mikołaj i jego cierpliwość do kobiety, to wręcz niespotykane. Każdy bohater był jednak całkiem realny, nikt nie robił z nich na siłę ideałów. Anna Ficner - Ogonowska stworzyła coś pięknego, o czym się nie zapomina, dzieło które wnosi nadzieję.

Mimo sporej objętości książki, nie nudziłam się ani przez chwilę i byłam w szoku, że skończyła się tak szybko. Pochłaniałam ją w mgnieniu oka. Dobrze, że druga część już czeka. Myślę, że przede wszystkim jest to książka dla kobiet, które lubią miło spędzić wieczór przy love story, który ma w sobie „to coś”. Być może wielu z Was pomyśli, że jest to jedna z tysięcy opowiastek o miłości. Przyznam, że banalne motywy się zdarzały, jednak jako całość, historia ta jest wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Może to autorka wpisała w nią kawałek swojego serca i marzeń.


„Alibi na szczęście” to utwór, który pozostaje w sercu na dłuższy czas. Czaruje odbiorcę i nie wypuszcza ze swoich objęć. Na smutne popołudnie książka jest idealna. Komuś, kto woli dramatyczne zdarzenia lub brutalny świat rzeczywisty, opowieść najpewniej nie przypadnie do gustu. Natomiast jeśli jesteś osobą, która od tego brutalnego świata pragnie uciec, to ta historia jest dla Ciebie idealna. 

„W miłości trzeba się napracować. Ona przychodzi do nas sama. Nie wiadomo skąd i dlaczego. Ale to wszystko, co dla nas robi. Później musimy zajmować się nią sami. Kiedy jest za gorąco, schładzać, żeby się nic nie spaliło. Jak jest za zimno, podgrzewać, żeby coś nie zamarzło. Jak coś się dzieje zbyt wolno, to przyśpieszać, a jak coś goni, tak że tracimy nad tym kontrolę, to zwalniać, bo w pędzie łatwo przeoczyć coś ważnego albo trudno uchwytnego.”

Moja zupełnie subiektywna ocena:
6/6




środa, 20 listopada 2013

Piąta fala - Rick Yancey






Tytuł: Piąta fala
Autor: Rick Yancey
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 506







Wśród wielu postapokaliptycznych historii, które ostatnio pojawiają się na rynku, trudno już znaleźć coś nowego, ciekawego, wciągającego i zaskakującego. Aktualnie najpopularniejsi są prawdopodobnie zombie lub wizja świata po użyciu broni jądrowej. Kosmici stali się raczej przeżytkiem, choć zawsze znajdzie się jakiś pisarz, bądź scenarzysta, który wykorzysta ten motyw. Takim oto pomysłem obdarował nas Rick Jancey. Sam motyw może nie jest żadną nowością, natomiast pomysł na resztę fabuły bardzo oryginalny, niepowtarzalny. Obca cywilizacja, której zaawansowanie przeważa naszą tysiąckrotnie, pragnie zniszczyć ludzkość doszczętnie. Czy jej się to uda?

Czytając dziesiątki zachwalających recenzji, słysząc jak znajomi zakochali się w tej historii, czując, że to może być coś dobrego, nie wytrzymałam i zakupiłam tak ostatnio popularną „Piątą falę”. Gorąca czekolada, dobre ciacho – idealne warunki do zapoznania się ze swoją przyszłą ulubioną książką. Każdy z Was zna to piękne uczucie, czytania po raz pierwszy ukochanego utworu. Ja to uczucie mam już za sobą, i jak się domyślacie, ta pozycja stoi już na czele moich ulubionych. Całe szczęście, że mogę czekać na kolejne części, jak i nieszczęście, gdyż cierpliwość nie jest moją mocną stroną.

Życie toczy się jakby nigdy nic, kiedy pewnego dnia na niebie pojawia się tajemniczy statek. Oznacza to tylko jedno – nie jesteśmy w tym wszechświecie sami. Media szaleją, ludzie również. Jedni uważają, że kosmici są nastawieni pokojowo, inny uważają ich za wrogów. Obiekt unosi się na niebie, ale nic więcej. Ludziom towarzyszy ogromne wyczekiwanie. Co będzie dalej? Napięcie wisi w powietrzu. Czy to koniec świata? Czy może nowa era, nowe technologie, wspólnota z inteligentniejszymi od nas? Ludzie szukają odpowiedzi na te pytania, i wtedy obce istoty atakują. „Pierwsza fala przyniosła ciemność. Druga odcięła drogę ucieczki. Trzecia zabiła nadzieję. Po czwartej wiedz jedno: nie ufaj nikomu.” Czy może być coś jeszcze gorszego, coś co doprowadzi ludzi do ostatecznej zagłady? Tak – i będzie to piąta fala.

Całą katastrofę poznajemy dzięki Cassie. Jest to nastolatka, która jako jedna z niewielu przeżyła pierwsze cztery fale. Czasami wydaje jej się nawet, że została na tym świecie zupełnie sama. Straciła dom, rodziców, przyjaciół, wszystko to, co pozornie zapewniało jej bezpieczeństwo. Człowiek, który stracił tak wiele często się załamuje, traci siłę do walki. Jesteśmy jednak tak skonstruowani, że w naszej głowie pojawia się jakaś iskierka nadziei, pojawia się jakiś cel, motywacja bez której nic nie ma znaczenia. Dla jednych jest to zemsta, ale dla naszej Cassie nadzieją i wiarą w lepsze jutro staje się jej braciszek, który został odebrany i zawieziony do obozu. Nie wie, czy Sammy w ogóle żyje. Nie wie, czy mają choćby cień szansy spotkać się jeszcze kiedykolwiek. Nie wie niczego, ale trzyma się tej myśli o braciszku. Przecież obiecała, obiecała mu, że się spotkają…

Dużym plusem książki jest to, że sytuację na świecie poznajemy również dzięki innym bohaterom. Ben, Sammy, Evan – świetnie uzupełniają relacje Cassie, dzięki nim poznajemy wizję końca świata dokładniej. Oczami dziecka, jak i nastolatka, a nawet… to już niespodzianka. Pomysł na obóz uchodźców również był świetny. Autor przedstawił to tak obrazowo, że każdą scenę z łatwością mogłam sobie wyobrazić. To jak oglądanie filmu, ale z każdym detalem, który przekazać może jedynie książka. Strach, niepewność, cierpienia, te uczucia wypływają z tej książki masowo. Znajdziemy również nadzieję, która rozkwita w nas, bądź na chwilę umyka. Dla mnie ta książka stała się ogromną motywacją. Czytając ją, miałam ochotę walczyć o siebie, o swoje marzenia. Bo tak niewiele trzeba, aby jutra już nie było. I nie twierdzę, że napadną nas kosmici, choć któż to może wiedzieć. Twierdzę tylko, że życie jest niepewne i kruche, a o rodzinę i przyjaciół zawsze warto walczyć. Trzeba mieć w życiu cel, motywację do działania. To tylko kilka refleksji, które naszły mnie po przeczytaniu „Piątej fali”.


Na okładce przeczytałam słowa: „Poznaj najlepszą powieść 2013 roku, zanim wszyscy zaczną zachwycać się filmem!”. Przyznam rację, jestem przekonana, że film zostanie nakręcony, ale szczerze wątpię, aby oddał on tyle emocji, co papierowa wersja. Dobra książka zawsze na pierwszym miejscu! Tyle akcji nie znajdziecie byle gdzie. To nie przypadek, że wszyscy się nią zachwycają. Polecam!

Moja ocena: 6/6




niedziela, 17 listopada 2013

Złodziej pioruna - Rick Riordan






Tytuł: Złodziej Pioruna
Autor: Rick Riordan
Wydawnictwo: Galeria Książki
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 400







"Wiecie co, wcale nie chciałem być półkrwi. Nie prosiłem się o to, żeby być synem greckiego boga. Byłem zwyczajnym dzieckiem: chodziłem do szkoły, grałem w koszykówkę i jeździłem na rowerze. Nic szczególnego. Dopóki przez przypadek nie wyparowałem nauczycielki matmy. Wtedy się zaczęło. Teraz zajmuję się walką na miecze, pokonywaniem potworów, w czym pomagają mi przyjaciele, a poza tym staram się po prostu... przeżyć. Zrozumiecie to, jak przeczytacie opowieść o wszystkim, co stało się po tym, jak Zeus, bóg niebios, uznał, że ukradłem mu piorun - a rozgniewany Zeus to naprawdę spory problem!"



O bogach greckich każdy słyszał na języku polskim. Mity są dla nas bajkami, co prawda całkiem ciekawymi bajkami, ale pozostają nadal tylko wymysłem ludzi żyjących długo przed nami. Czy wpadłoby Wam jednak do głowy, że ci bogowie to nie żaden wymysł, a prawdziwe istoty, które mają wpływ na nasz los? Jeśli tak, to już na pewno nie wyobrażaliście sobie, że ich siedziba znajduje się w samym Los Angeles. Wyobraźnia Rick’a Riordan’a zrobiła na mnie spore wrażenie. Ten pomysł na książkę zdecydowanie przypadł mi do gustu i oczarował.

Główny bohater – Percy, uczy się w kolejnej szkole z internatem. Jest on wyjątkowo nadpobudliwy, podejrzewa się go nawet o ADHD. Większość nauczycieli za nim nie przepada, a przyjaźni się z nim tylko Grover. W pewnym momencie wydaje się nawet, że chłopiec oszalał. Twierdzi, że uczyła go pani Dodd’s, która zamieniła się w potwora na wycieczce klasowej! Wydaje się, że Percy ma niesamowitą wyobraźnię, która płata mu figle, ale nic z tych rzeczy. Okazuje się, że nie on, jak i jego przyjaciel, a nawet nauczyciel mitologii, nie są zwykłymi ludźmi. Prawda, która nie mieści mu się w głowie wydaje się być niemożliwa. Zeus, Atena, Posejdon – ci bogowie nadal żyją, mało tego, jeden z nich jest rodzicem bohatera. W ten sposób Percy dowiaduje się, że jest herosem. Niestety, już od samego początku ma pod górkę, gdyż zostaje oskarżony o kradzież pioruna samego Zeusa…

Czasami mam ochotę na książkę lekką, która zabiera mnie z powrotem do dzieciństwa, przy której świetnie się bawię. Ta była dokładnie taka. „Złodziej pioruna” ukazał mi mitologię w zupełnie nowym świetle, takim uwspółcześnionym. Świat herosów, niepowtarzalnych przygód i wielkich bogów wciągnął mnie. Wraz z Percym, który od razu zdobył moją sympatię, uczestniczyłam w przerażających zdarzeniach, szczególnie dla dwunastolatka! Obiła mi się o uszy opinia, że można porównać tę historię z Harrym Potterem. Rzeczywiście, trójka przyjaciół w tym bajkowym świecie przypomina trochę książki J.K. Rowling. Tym bardziej jestem oczarowana, ponieważ bardzo miło wspominam tamtą serię. Nie mogę się doczekać, aż poznam kolejne losy bohaterów. Wierzę, że każda kolejna część będzie dla mnie miłym zaskoczeniem.

„Złodziej pioruna” to książka przy której można przyjemnie spędzić czas, odprężyć się oraz poczuć jak dziecko, które po raz pierwszy odkrywa przygody swojego ulubionego bohatera. Jeśli ktoś ma ochotę na nutę fantastyki to serdecznie polecam.

Moja ocena: 4+/6




piątek, 15 listopada 2013

Szukając Alaski - John Green







Tytuł: Szukając Alaski
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 310







„Spędzasz całe swoje życie w labiryncie, zastanawiając się, jak któregoś dnia z niego uciekniesz i jakie niesamowite to będzie uczucie, wmawiając sobie, że przyszłość pomaga ci przetrwać, ale nigdy tego nie robisz. Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości.”


John Green to amerykański autor piszący książki przede wszystkim dla młodzieży. Nie są to byle jakie książki, bo górują one na listach The New York Timesa. Również na Waszych blogach, jak zauważyłam, spotykają się z dużym uznaniem.

Do tej powieści zabierałam się z ogromnym zapałem i nadzieją na coś wspaniałego. Tyle  pozytywnych recenzji przeczytałam! Nie miałam pojęcia czego się spodziewać po tym nieznanym mi dotąd autorze, którego niektórzy uznali już za geniusza.

Całą historię poznajemy dzięki głównemu bohaterowi Milesie, który spełnia tu rolę narratora. Wszystko zaczyna się, gdy chłopak przenosi się do szkoły z internatem. Nie jest on typem najpopularniejszego ucznia. W poprzedniej szkole był niezbyt lubiany. W obecnej znalazł jednak ludzi, którzy nadali jego życiu sens. Przede wszystkim poznał Alaskę Young, piękną i równie szaloną dziewczynę o osobowości, której nie spotyka się na co dzień. Cały prywatny świat Milesa zmienia się nieodwracalnie, gdy zakochuje się on w tej niesamowitej buntowniczce. Poprzez jego myśli, dowiemy się o intensywności uczucia jakim jest miłość oraz o szukaniu sensu istnienia, bądź Wielkiego Być Może, jak to główny bohater nazywa.

Dobrym określeniem tej książki będzie chyba słowo „magiczna”. Mogłabym też powiedzieć, że jest ona zaskakująca i piękna. Jest też głęboka jak kopalnia, z której  wynosimy tony złotych myśli i refleksji. „Szukając Alaski” to utwór, który jest odpowiedzią na pytania o młodość, miłość i przyjaźń. To wskazówka dla nas, jak przejść przez życie, to nauczyciel, który chce nas nauczyć, jak wstawać po upadkach. Pokazuje to wszystko na przykładach, ale nigdy nie nakazuje, nigdy nie zabrania. Nie dziwię się, że John Green zdobył dużą popularność. Potrafi on ubrać w słowa to, co większość chce usłyszeć lub powiedzieć, ale nie wie w jaki sposób. Porusza tematy, które interesują każdego młodego człowieka. Doprowadza nas do śmiechu, aby za chwilę wyciskać z nas łzy.

Od samego początku pisarz wzbudzał we mnie wątpliwości. Kolejne wydarzenia rozpoczynają się słowami : 120 dni przed, 85 dni przed, 24 dni przed… Nie wiedziałam, co się może zdarzyć. Czytałam w niepewności, przebrnęłam przez wiele z stron z ogromnym uśmiechem na twarzy. Nie mogłam przestać czytać, gdyż dni Przed były coraz bliższe zera. Ja natomiast w głowie miałam miliony pomysłów na to, co zdarzy się w tym ostatecznym dniu. Ten zabieg, który wprowadził autor, jest naprawdę bardzo dobry. Również bohaterzy są, moim zdaniem, genialnie wykreowani. Każdy z nich wydawał się być tak bardzo prawdziwy, że miałam wrażenie, jakbym czytała czyjąś historię, jakbym mogła do nich zadzwonić i spytać co u nich słychać. Dlatego też, tym bardziej zżyłam się z nimi i tym bardziej płakałam, gdy działo się coś złego. To, co się działo przeżywałam tak, jakby dotyczyło to moich prawdziwych znajomych. Kończąc książkę, miałam wrażenie jakby odebrała mi ona część duszy. W końcu są książki, które lubią zmieniać nasze życie.

„Szukając Alaski” to przepiękna książka, która wzrusza i rozbawia. Pokazuje też, co w życiu jest naprawdę ważne, ale wybór pozostawia czytelnikowi. Mówi ona o rzeczach, które są w życiu najważniejsze i zarazem najtrudniejsze. Jestem przekonana, że niejednego z Was doprowadzi do łez, a już na pewno do refleksji. Szczerze polecam, bo jest ona jak najbardziej warta przeczytania!

Moja ocena: 6/6






poniedziałek, 4 listopada 2013

Podsumowanie października




Wszyscy już pewnie dawno dodali podsumowania, a ja zabieram się za to z niemałym opóźnieniem. Październik okazał się kolejnym miesiącem w którym czekało mnie wiele pracy. Jednak są też plusy, zauważyłam, że na jesień wydawnictwa zaplanowały wiele premier naprawdę dobrych książek. Czytając Wasze blogi, zastanawiam się kiedy ja przeczytam te wszystkie nowości, które aż do mnie krzyczą! Jak zwykle sprawdzają się magiczne słowa : "Tak dużo książek, tak mało czasu"

Przeczytane książki w tym miesiącu to:
Wiedźmin. Ostatnie życzenie. - Andrzej Sapkowski
On - Łukasz Henel
Ostatnia spowiedź - Nina Reichter
Zbrodnia i Kara - Fiodor Dostojewski
Szukając Alaski - John Green


Największą perełką w tym miesiącu był John Green, którego dopiero co poznałam i zrobił na mnie ogromne wrażenie. Na żadnej z tych książek się też nie zawiodła, więc mogę być jak najbardziej zadowolona. A teraz idę się zaczytywać w Piątej fali ; ) 


piątek, 1 listopada 2013

Dynastia Tudorów. Bądź wola twoja - Elizabeth Massie







Tytuł: Dynastia Tudorów. Bądź wola twoja.
Autor: Elizabeth Massie
Wydawnictwo: Harlequin
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 336





„Dynastia Tudorów” to seria opowieści o potężnym i najbardziej kontrowersyjnym królu w XVI-wiecznej Europie. Książki oparte na scenariuszu superprodukcji „The Tudors”, która nieraz nagradzana była Złotymi Globami, zyskały sobie fanów na całym świecie. Utwór pełen fascynujących, historycznych wydarzeń oraz tragedii ludu, wzbudził w wielu zainteresowanie historią Anglii i pokazał, że nauka o królach może stać się naprawdę fascynująca.

Opowieść oparta na trzecim sezonie „The Tudors” opowiada o kolejnych losach króla Henryka, który zaraz po tym jak skazał żonę na ścięcie, natychmiast zaczął szukać nowej. W końcu ktoś musi mu wreszcie spłodzić syna i następcę tronu. Piękna Jane Seymour staje się idealną kandydatką. Nie tylko z powodu swoich wdzięków, ale również dzięki dobroci swego serca, za co wszyscy ją kochali. To dzięki niej, król wreszcie postanowił pojednać się z córkami z poprzednich małżeństw: Marią i malutką Elżbietą. Mimo wybuchów powstań przeciwko nowej religii, król nie przejmuje się zbytnio, gdyż jego żona właśnie zaszła w ciąże, a niedługo później rodzi mu zdrowego syna. Henryk nie mógł jednak zbyt długo żyć pełnią szczęścia, gdyż jego ukochana umiera. Na wiele dni zamyka się we własnej komnacie.

Pozycja Anglii zdecydowanie słabnie. Próbuje temu zaradzić Kanclerz Cromwell, który w gruncie rzeczy dba tylko o własny interes. Robi on wszystko, aby doprowadzić do ślubu króla z niezbyt piękną księżniczką Anną Kliwijską. Ale kapryśny król potrzebuje kobiety kokieteryjnej i pięknej. Do czego posunie się tym razem, aby pozbyć się niepotrzebnej żony?

To już moje drugie spotkanie z „Dynastią Tudorów”. Osobom, które jeszcze nie miały styczności z tą serią, mogę powiedzieć, że nie jest koniecznie czytanie ich po kolei. Poprzednia część „Królowa traci głowę” zrobiła mnie bardzo dobre wrażenie, a ten tom mu dorównuje. Intrygi dworskie oraz wybuchowy charakter króla sprawiły, że książka jest dobrą odskocznią od codzienności, a przede wszystkim wciąga i fascynuje. Oprócz tego, jest to lekcja historii z nieco innej perspektywy, która z pewnością spodobałaby się niejednemu znudzonemu uczniowi. Cała fabuła to oczywiście kopia scenariusza serialu, ale myślę, że nie stanowi to problemu.  Bardzo podobała mi się nieprzewidywalność tej opowieści. Spędziłam bardzo miły wieczór z królem Henrykiem VIII i cieszę się, że był to wieczór tylko w mojej głowie, bo gdyby był prawdziwy, to już mogłabym stracić głowę. Zdecydowanie niewiele kobiet chciałoby się znaleźć na miejscu żony tego mężczyzny.

Od „Dynastii Tudorów. Bądź wola Twoja” otrzymałam dokładnie to, czego się spodziewałam. Niezbyt wymagająca lektura,  ale jednocześnie wnosząca coś do mojej głowy. Polecam każdemu, kto ma ochotę na tę ciekawą lekcję historii. Pomysły króla nie pozwolą Wam się nudzić.


Na koniec ciekawostka, która głęboko mną wstrząsnęła.


„W wyższych sferach  popularny był makijaż imitujący bladość. Efekt wybielający uzyskiwano dzięki składnikom takim jak białko z jajka, sproszkowane skorupy jaj, ziarna białego maku (…). Innym sposobem na uzyskanie pożądane bladości było upuszczanie krwi.”

Jak widać nie tylko współczesne kobiety zrobią wszystko, aby podobać się mężczyznom. 





niedziela, 27 października 2013

Ostatnia spowiedź - Nina Reichter







Tytuł: Ostatnia spowiedź
Autor: Nina Reichter
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 380






Wokół „Ostatniej spowiedzi” było sporo szumu pod koniec sierpnia. Teraz wiem, że to z powodu premiery drugiego tomu. Przeczytałam kilka bardzo, bardzo pozytywnych recenzji, do tego na lubimyczytac.pl tak wysokie oceny – wszystko złożyło się tak, że zapragnęłam tę książkę przeczytać. Niestety, aż do tej pory nie miałam okazji, ale gdy tylko ta się nadarzyła, natychmiast zabrałam się za nią.

Czy naprawdę te wszystkie ochy i achy są na miejscu? Czy ta książką zasługuję na miano „HIT INTERNETU”? TAK! Może osobom, które nie miały styczności z tą pozycją już zbrzydło to wychwalanie, ale i tak zrobię swoje.  Zapraszam na recenzję opowieści o różnych obliczach miłości, o nadziei na spełnienie jej oraz o marzeniach, które są bliżej niż nam się wydaje…

Nastoletni Bradin jest sławnym w całej Europie i Ameryce rockmanem. Ma on miliony fanek, które oddałyby wszystko za jedno spojrzenie jego cudownych, brązowych oczu. Jednak w świecie show – biznesu nie ma miejsca na tak ekskluzywne uczucie jak miłość. Pewnego razu wokalista jest zmuszony spędzić noc na lotnisku w jakimś nic nie znaczącym mieście. Spotkał tam dziewczynę, która, o dziwo, nie zaczęła skakać i piszczeć na jego widok. Tej nocy stał się zwykłym chłopakiem i tak po prostu przegadał ten czas z Ally , która naprawdę nie miała zielonego pojęcia, kim jest chłopak, z którym rozmawia, jakby byli wieloletnimi przyjaciółmi. Magiczna noc kończy się. Dwoje przypadkowo spotkanych ludzi musi się rozstać. Nie tylko dlatego, że dalsza znajomość nie ma sensu. Dlatego, że oboje w głębi serca czują, co się między nimi zaczęło dziać. A żadne z nich nie może pozwolić sobie na miłość…

Nie mogę powiedzieć, abym nie miała ostatnio czego czytać, bo wiele świetnych książek udało mi się zdobyć. I do tych najlepszych spokojnie mogę zaliczyć „Ostatnią spowiedź”. Jest to jedna z niewielu, gdzie już od pierwszych stron mówiłam sobie „ja już kocham tę książkę”. I do samego końca tylko utwierdzałam się w tym fakcie. Zdarzenia na początku ciągle pozostawały niewyjaśniane, więc naturalnie nie mogąc się doczekać, co będzie dalej, nie mogłam przestać czytać. A im dalej, tym więcej sytuacji, które nie mogły pozostać nierozwiązane. Co mnie tak naprawdę urzekło w „Ostatniej spowiedzi”? Nie potrafię tego dokładnie sprecyzować. Podobała mi się fabuła, która niekoniecznie była zaskakująca, choć z pewnością nie można się nudzić, co zapewniają częste zwroty akcji. Podobała mi się miłość o którą walczyli bohaterowie. Podobał mi się świat w którym żyli. Trudny świat, pozornie różniący się kompletnie od naszego, ale tak serio, to zupełnie podobny. Przede wszystkim podobały mi się jednak postacie. Bradin może był zbyt idealny, przez co mniej mi się spodobał. Bardziej do gustu przypadła mi Ally, która podejmowała nieodpowiednie decyzje, która wiele musiała nabłądzić, aby dotrzeć na szczyt.


„Ostatnia spowiedź” jest książką, która zaczyna się ciekawym tytułem i kończy zdarzeniem, które zmusza nas do przeczytania kolejnego tomu. Im szybciej to zrobię, tym lepiej. Wywołała ona we mnie wiele emocji i za to ją cenię i prawdopodobnie właśnie za to, że wyciskała z czytelników morze łez – została przez nich pokochana. Warto sprawdzić, czy i Wy ją pokochanie. 

Moja ocena: 5/6



środa, 23 października 2013

On - Łukasz Henel






Tytuł: On
Autor: Łukasz Henel
Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 284







Łukasz Henel to dotychczas kompletnie nieznany mi autor. Jednak niektórzy z Was mogą go kojarzyć z książek o filozofii dla młodzieży lub powieści „Szkarłatny blask”. Jest to osoba, która fascynuje się wszystkim co tajemnicze i lubi samotne wędrówki nocą przez las. Myślę, że taki spacer z pewnością pobudza naszą wyobraźnię i podsuwa niejeden pomysł na dobry horror. Może to właśnie podczas takiego mrocznego spaceru autor wpadł na napisanie tej książki.

Zapomniany, przez nikogo niechciany, ale jakże piękny pałac w środku nawiedzonego lasu oraz tajemnica przeszłości, którą skrywa, to stałe elementy tego utworu. Nie są one zbyt wyszukane, raczej banalne, ale autor świetnie je wykorzystał. Poprzez dodanie swojego talentu oraz stworzenia nastroju grozy, który pobudzał nasz strach, stworzył on bardzo dobrą powieść. Przyznam, że w porównaniu do innych autorów, Łukasz Henel prezentuje się całkiem nieźle. Ja wybierając między innymi powieściami grozy w polskiej literaturze, tę na pewno bym wyróżniła.

Młody biznesmen Tomasz w trakcie podróży postanawia podwieźć pewną autostopowiczkę. Nigdy tego nie robił, ale „Zatrzymam się, zaryzykuję – pomyślał. – Przecież życie jest jak ruletka…”. Oczywiście kobieta zapomniała zabrać ze sobą dziwnego medalionu. Mężczyzna pobiegł za nią, ale nigdzie jej już nie było. Wydawało mu się, że dziewczyna mogła pójść w tym deszczu i ciemnościach do domów, które miałyby znajdować się gdzieś niedaleko lasu w który weszła. Absurdalne, prawda? Ale taki to urok wielu horrorów. Co prawda, biznesmen nie znalazł swojej piękności, ale odkrył ogromny, okazały pałac. W jego głowie pojawił się genialny plan. Dlaczegóż by nie zainwestować i stworzyć w tym piękny miejscu hotel?  Od myśli, do czynów. Wspaniały budynek zostaje sprzedany Tomaszowi i odremontowany. Teraz trzeba spędzić pierwszą noc w swoim nowym hotelu, który tymczasowo staje się również domem. Ale w ciemnościach pałacu dzieją się rzeczy, które nie mogą być przecież realne. Rankiem wszystko wydaje się być tylko snem, głupstwem, nadmiarem wyobraźni. Ale On nie poprzestanie na życiu w ciemności. Dowodzą temu tajemnicze morderstwa w okolicy. Czy bohaterowi powiedzie się plan stworzenia wspaniałego hotelu? Jak długa można walczyć z czystym złem?

Dużym plusem utworu są częste zwroty akcji. Naturalnie nie posłuchałam groźby widniejącej na okładce „Książka, której lepiej nie czytać po zmierzchu…” i właśnie w godzinach nocnych ją pochłaniałam. Autor potrafił mnie porządnie nastraszyć i podskakiwałam na każdy dziwny odgłos w domu. Moim zdaniem to jest najważniejsze w powieści grozy – czytelnik musi się bać. Ja zostałam w pełni zaspokojona. Z początku myślałam sobie: taka niepozorna okładka, do tego ten opis fabuły z autostopowiczką i pałacem. Nastawiłam się niestety dość negatywnie. Sądziłam, że w środku zastanę coś niezbyt ciekawego, a już na pewno niestrasznego. Jakże byłam zaskoczona, gdy po kilkunastu stronach zostałam tak wciągnięta, że nie mogłam skończyć czytać. Pisarz ma wielki talent skoro z tak banalnych elementów stworzył coś ciekawego. Język był bardzo obrazowy, niebezpieczny las, ciemny i stary pałac … obrazy przewijały się w mojej głowie jak błyskawice. Niby niecałe 300 stron, ale ile tam się działo! Gdyby ktoś chciał stworzyć z tego film – nic trudnego!


„On” niesamowicie mnie zaskoczył. Bardzo pozytywnie. Z wielką przyjemnością sięgnę po kolejne książki tego autora. Szczerze mogę Wam polecić ten utwór. Spodoba się każdemu miłośnikowi tego gatunku, ale gdyby kogoś, kto nie czytuje takich książek, naszła ochota na odrobinę strachu, również ta powieść się sprawdzi. Dzieci w wieczór Halloween będą pewnie biegały po cukierki. Ja natomiast spędzę kolejny wieczór z niezwykłym „On”.

Moja ocena: 4+/6