sobota, 30 listopada 2013

Słynne porwania - Przemysław Słowiński







Tytuł: Słynne porwania
Autor: Przemysław Słowiński
Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 350









Porwania należą do wstrząsających i zarazem interesujących tematów. Słysząc w mediach o coraz to nowych i gorszych w skutkach uprowadzeniach, w naszych głowach pojawia się wiele pytań. Co myśli sobie sprawca? Czy jest to człowiek w pełni zdrowy? Jak czuje się ofiara po takim zdarzeniu, jeśli w ogóle je przeżyje? W tej książce autor przybliży nam odpowiedzi na te pytania oraz wiele innych.

W lekturze zostanie nam przedstawionych jedenaście różnych porwań. Będą one dotyczyć osób:

1.Charles Lindbergh
2. Benito Mussolini
3.Raoul Wallenberg
4.Bohdan Piasecki
5.Antonio Villas Boas
6.Adolf Eichmann
7.Patricia Hearst
8.Hanns – Martin Schleyer
9.Natascha Kampusch
10.Krzystof Olewnik
11.Michelle Knight, Amanda Berry, Gina Dejesus

Być może historią któregoś z nich byliście już zainteresowani? Ta książka stwarza do tego świetną okazję. Każda z tych historii zupełnie inna, choć może coś jednak je łączy. Spotkamy się z różnymi motywami tych przestępstw. Pieniądze, polityka i seks to główne z nich.

Autor rozpoczyna książkę od porwania, które wstrząsnęło całą Ameryką. Malutki chłopczyk, syn znanego lotnika, zostaje uprowadzony. Do tej pory nie wiadomo czy na krzesło elektryczne skazano za to właściwego człowieka. Najbardziej szokującymi porwaniami dla mnie były natomiast uprowadzenie Nataschy Kampusch oraz trzech kobiet opisanych w ostatnim rozdziale. Słyszałam o nich jeszcze przed sięgnięciem po książkę, dlatego od razu, przede wszystkim na nie zwróciłam uwagę. Być może ich losy stały mi się bliskie, ponieważ zwyczajnie jestem kobietą i krzywda jaka została im wyrządzona wzbudziła moje ogromne współczucie.

 Dziewczynka, która odnalazła się po kilku latach, o której do tej pory wiele się mówi. Od jej ucieczki z domu swojego prześladowcy minęło dopiero sześć lat. Więziona udawałaz że takie życie jest normalne. Obiecała sobie tylko jedno, gdy dożyje 18 lat, ucieknie. Dziś wiemy, że kupiła dom w którym spędziła najgorsze lata. Dlaczego to zrobiła? Czy można żyć normalnie po takim zdarzeniu? Kolejne trzy kobiety to sprawa zupełnie świeża, gdyż dotyczy porwania, które w bieżącym roku zostało odkryte. Cleveland, miasto w Ohio, a w nim dom, w którym żył porywacz. Swoje „łupy” każdego dnia gwałcił i bił. Gdy policja w tym roku wreszcie zainteresowała się kolejnym już z rzędy zgłoszeniem sąsiada, wraz z kobietami znaleziono 6 letnią dziewczynkę. Była to córka jednej z nich oraz porywacza. Jedyne dziecko, które przeżyło. Każda z uprowadzonych wiele razy zachodziła w ciążę, ale przez pobicia, wiele razy poroniły. Wszystkie przeszły przez piekło, ale udało im się w niego wyrwać.

W  książce znajdziemy nawet relacje sławnych porwań przez UFO! Ta tematyka zdecydowanie różni się od pozostałych porwań, jednak jest to również bardzo ciekawy wątek. Akcje związane z uprowadzeniami politycznymi były również świetnym środkiem do zapoznania się bliżej z tymi wydarzeniami, o których niewiele możemy dowiedzieć się ze zwykłej książki historycznej.


„Słynne porwania” to z bardzo interesująca książka, która przybliża nam informacje wstrząsające światem. Dzięki niej, każde porwanie poznamy szczegółowo i znajdziemy tu wiele odpowiedzi na pytania, które nasuwają się człowiekowi. Motywy przestępstwa, jego przebieg, losy ofiary po całym wydarzeniu, wszystko tu znajdziecie. Żadna gazeta nie przedstawi Wam tego tak szczegółowo. Myślę, że jest to książka, którą warto przeczytać. Mnie skłoniła do wielu refleksji nad tym, do czego zdolny jest człowiek i jak skomplikowany jest jego rozum. 



wtorek, 26 listopada 2013

Porzuceni - Tomasz Graczykowski






Tytuł: Porzuceni
Autor: Tomasz Graczykowski
Wydawnictwo: Wirtualne Wydawnictwo GONETA
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 167







 Dawno nie czytałam żadnej książki science – fiction. „Porzuceni” taką okazję mi stworzyli. Motyw zagłady naszej planety jest bardzo częsty, ale zawsze znajdzie się ktoś kto wykorzysta go w nowy sposób. Ekolodzy krzyczą i błagają ludzkość, aby ograniczyli zanieczyszczenia. Wymyślają na to miliony sposobów, ale kto tak naprawdę zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji? Niewielu z nas. Kiedy powietrze na Ziemi stanie się zabójcze, ludzie będą zmuszeni opuścić planetę. Inaczej umrą. Jednak nie wszyscy zasłużyli na nowe życie poza niebieską planetą. Najgorsi kryminaliści pozostaną na niej i rozpoczną walkę o przetrwanie…

Akcja toczy się w roku 2138, a na naszej planecie pozostały gnijące ludzkie ciała. Żywe ciała. Jeszcze żywe, bo od toksycznego powietrza, każdego dnia, ludzkie organy gniją, żyły pękają, wszystko puchnie. Na dodatek, dzieje się to, gdy ludzie nadal żyją i czują ten ogromny ból. Przyszłość nie niesie ze sobą żadnej nadziei. Teraźniejszość jest beznadziejna. Piękna przeszłość stała się jedynie mglistym wspomnieniem. Nie da się być szczęśliwym. Jest jednak jeden, jedyny sposób. Można zapomnieć, wiecznie śnić, zrzec się prawdziwego życia, na rzecz świata snów i fantazji. W jaki sposób to zrobić? Pomóc w tym nam mogą cztery miasta Korporacji Zjednoczonych. Są one chronione kopułami nieprzepuszczającymi skażonego powietrza. Nie myślcie sobie, że wewnątrz nich ludzie prowadzą sielankowe życie. Oni nie prowadzą żadnego życia. Leżą tylko w komorach i zażywają narkotyk, który sprawia, że funkcje życiowe są utrzymywane. Niestety, jedynie co robią, to śpią. Raj dla leniwych? Nie sądzę.

Na stronach książki poznamy Steeler’a, który radzi sobie w trudnych warunkach w dość oczywisty sposób jak na ludzi zamieszkujących Ziemię. Jest on płatnym zabójcą. Mimo wszystko, jest on wyjątkowy, bo tak dobrego mordercy nie łatwo znaleźć. „Zawód” ten być może niektórych przeraża, ale bohater jest usprawiedliwiony przez ten ciężki świat w którym przyszło mu żyć. Wygrywają tu tylko najsilniejszy. Trzeba też oczywiście dodać, że nie zabija on kobiet, czy dzieci. Pewnego dnia dostaje bardzo niebezpieczne zlecenie. Tym razem musi zabić jednego z obywateli Miasta Korporacji. Czy to możliwe? Dla Steeler’a najpewniej tak, choć ryzyko jest ogromne. Wynagrodzenie jest niesamowicie wysokie, więc bohater podejmuje się tej misji. W najśmielszych oczekiwaniach nie mógł sądzić, jak potoczą się jego losy.

„Porzuceni” to książką, która często mnie zaskakiwała, ale często też wywoływała mdłości. O tak, sceny rozszarpywanych i gnijących ciał zostały ukazane bardzo szczegółowo. Pewnie niejeden facet już skacze z radości. Dla kobiet może nie są to koniecznie najprzyjemniejsze sceny, choć ja osobiście nie mam nic przeciwko takim od czasu do czasu. Żałowałam też, że wątek miłosny nie został bardziej rozwinięty. Chociaż z drugiej strony, czy książka ukazująca ludzki dramat miałaby sens, gdyby została zderzona z takim uczuciem jak miłość?

Tomasz Graczykowski stworzył świat pełen okrucieństwa i bólu. Jest to miejsce pełne akcji, nikt nie ma prawa się tu nudzić. Każdy nowy dzień to walka o przetrwanie. Pomysł na tę książkę jest bardzo ciekawy i myślę, że mógłby doczekać się kontynuacji. Polecam fanom science – fiction oraz krwawych scen.

Moja ocena: 4/6


piątek, 22 listopada 2013

Alibi na szczęście - Anna Ficner - Ogonowska








Tytuł: Alibi na szczęście
Autor: Anna Ficner - Ogonowska
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 653







Przepiękna historia o największym i najsilniejszym uczuciu – o miłości. Opowieść o nadziejach, o radzeniu sobie z przeciwnościami losu oraz o sile życia. Niezapomniany klimat pozwolił mi zatracić się w tej książce. Bohaterowie pozwolili się pokochać. Ja natomiast pozwoliłam się ponieść jednej z lepszych historii miłosnych jakie czytałam.

Kocham wzruszające powieści, kocham zamykać się w pokoju i czytać, aż sen nie pozwoli na pozostanie w rzeczywistości. Uwielbiam błądzić po stworzonym przez pisarzy świecie, po ich bajce, nie myśleć o niczym inny, być przez chwilą inną osobą, przeżywać pierwszą miłość jeszcze raz… Wszystko co kocham, odnalazłam właśnie w tej książce.

Główną bohaterką jest Hania, młoda nauczycielka języka polskiego, która przeszła w życiu więcej niż niejeden z nas. Mimo wieku, nie myśli już o miłości, czy rodzinie. Szczęście dla niej nie jest przepięknym uczuciem, szczęście jest straszne. Dlaczego? Ponieważ, gdy szczęście utracisz, poczujesz się jakbyś spadł z wieżowca, powinieneś umrzeć, ale nie tym razem, musisz żyć i cierpieć. Pewnego dnia poznaje Mikołaja, młodego architekta. Bohaterka nie bierze go nawet pod uwagę, żyje swoim życiem, bez marzeń, bez miłości. Mikołaj jednak jest mężczyzną zdeterminowanym, który dla swoich marzeń zrobi wszystko. Walczy, mimo ciągłych niepowodzeń. Poznajemy też Dominikę, szaloną przyjaciółkę Hanki. Jej energia i humor sprawiają, że wszystko wokół staje się prostsze i lepsze.  Kolejną wspaniałą i ciepłą osobą jest pani Irenka. Chyba każdy chciałby mieć taką babcię. Zawsze doradzi, świetnie gotuje, jest ciepła i troskliwa. Tylko w jej domu Hania czuje się naprawdę dobrze, tylko w nim odnajduje spokój.

Ciepłość i wspaniałość osób, które zostały tu przedstawione, sprawiło że często uśmiechałam się podczas czytania. Pięknie opisane uczucia bohaterów sprawiły, że co chwilę się wzruszałam. To jedna z tych opowieści, od których ciężko się oderwać. Co prawda z główną bohaterką ciężko było mi się utożsamić, myślę że jestem bardziej jak Dominika, która wszystko robi w biegu, nie zastanawia się zbyt wiele i zwyczajnie próbuje być szczęśliwa. Mimo tego, ta niepewna siebie osóbka zdobyła moją sympatię. Również Mikołaj i jego cierpliwość do kobiety, to wręcz niespotykane. Każdy bohater był jednak całkiem realny, nikt nie robił z nich na siłę ideałów. Anna Ficner - Ogonowska stworzyła coś pięknego, o czym się nie zapomina, dzieło które wnosi nadzieję.

Mimo sporej objętości książki, nie nudziłam się ani przez chwilę i byłam w szoku, że skończyła się tak szybko. Pochłaniałam ją w mgnieniu oka. Dobrze, że druga część już czeka. Myślę, że przede wszystkim jest to książka dla kobiet, które lubią miło spędzić wieczór przy love story, który ma w sobie „to coś”. Być może wielu z Was pomyśli, że jest to jedna z tysięcy opowiastek o miłości. Przyznam, że banalne motywy się zdarzały, jednak jako całość, historia ta jest wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Może to autorka wpisała w nią kawałek swojego serca i marzeń.


„Alibi na szczęście” to utwór, który pozostaje w sercu na dłuższy czas. Czaruje odbiorcę i nie wypuszcza ze swoich objęć. Na smutne popołudnie książka jest idealna. Komuś, kto woli dramatyczne zdarzenia lub brutalny świat rzeczywisty, opowieść najpewniej nie przypadnie do gustu. Natomiast jeśli jesteś osobą, która od tego brutalnego świata pragnie uciec, to ta historia jest dla Ciebie idealna. 

„W miłości trzeba się napracować. Ona przychodzi do nas sama. Nie wiadomo skąd i dlaczego. Ale to wszystko, co dla nas robi. Później musimy zajmować się nią sami. Kiedy jest za gorąco, schładzać, żeby się nic nie spaliło. Jak jest za zimno, podgrzewać, żeby coś nie zamarzło. Jak coś się dzieje zbyt wolno, to przyśpieszać, a jak coś goni, tak że tracimy nad tym kontrolę, to zwalniać, bo w pędzie łatwo przeoczyć coś ważnego albo trudno uchwytnego.”

Moja zupełnie subiektywna ocena:
6/6




środa, 20 listopada 2013

Piąta fala - Rick Yancey






Tytuł: Piąta fala
Autor: Rick Yancey
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 506







Wśród wielu postapokaliptycznych historii, które ostatnio pojawiają się na rynku, trudno już znaleźć coś nowego, ciekawego, wciągającego i zaskakującego. Aktualnie najpopularniejsi są prawdopodobnie zombie lub wizja świata po użyciu broni jądrowej. Kosmici stali się raczej przeżytkiem, choć zawsze znajdzie się jakiś pisarz, bądź scenarzysta, który wykorzysta ten motyw. Takim oto pomysłem obdarował nas Rick Jancey. Sam motyw może nie jest żadną nowością, natomiast pomysł na resztę fabuły bardzo oryginalny, niepowtarzalny. Obca cywilizacja, której zaawansowanie przeważa naszą tysiąckrotnie, pragnie zniszczyć ludzkość doszczętnie. Czy jej się to uda?

Czytając dziesiątki zachwalających recenzji, słysząc jak znajomi zakochali się w tej historii, czując, że to może być coś dobrego, nie wytrzymałam i zakupiłam tak ostatnio popularną „Piątą falę”. Gorąca czekolada, dobre ciacho – idealne warunki do zapoznania się ze swoją przyszłą ulubioną książką. Każdy z Was zna to piękne uczucie, czytania po raz pierwszy ukochanego utworu. Ja to uczucie mam już za sobą, i jak się domyślacie, ta pozycja stoi już na czele moich ulubionych. Całe szczęście, że mogę czekać na kolejne części, jak i nieszczęście, gdyż cierpliwość nie jest moją mocną stroną.

Życie toczy się jakby nigdy nic, kiedy pewnego dnia na niebie pojawia się tajemniczy statek. Oznacza to tylko jedno – nie jesteśmy w tym wszechświecie sami. Media szaleją, ludzie również. Jedni uważają, że kosmici są nastawieni pokojowo, inny uważają ich za wrogów. Obiekt unosi się na niebie, ale nic więcej. Ludziom towarzyszy ogromne wyczekiwanie. Co będzie dalej? Napięcie wisi w powietrzu. Czy to koniec świata? Czy może nowa era, nowe technologie, wspólnota z inteligentniejszymi od nas? Ludzie szukają odpowiedzi na te pytania, i wtedy obce istoty atakują. „Pierwsza fala przyniosła ciemność. Druga odcięła drogę ucieczki. Trzecia zabiła nadzieję. Po czwartej wiedz jedno: nie ufaj nikomu.” Czy może być coś jeszcze gorszego, coś co doprowadzi ludzi do ostatecznej zagłady? Tak – i będzie to piąta fala.

Całą katastrofę poznajemy dzięki Cassie. Jest to nastolatka, która jako jedna z niewielu przeżyła pierwsze cztery fale. Czasami wydaje jej się nawet, że została na tym świecie zupełnie sama. Straciła dom, rodziców, przyjaciół, wszystko to, co pozornie zapewniało jej bezpieczeństwo. Człowiek, który stracił tak wiele często się załamuje, traci siłę do walki. Jesteśmy jednak tak skonstruowani, że w naszej głowie pojawia się jakaś iskierka nadziei, pojawia się jakiś cel, motywacja bez której nic nie ma znaczenia. Dla jednych jest to zemsta, ale dla naszej Cassie nadzieją i wiarą w lepsze jutro staje się jej braciszek, który został odebrany i zawieziony do obozu. Nie wie, czy Sammy w ogóle żyje. Nie wie, czy mają choćby cień szansy spotkać się jeszcze kiedykolwiek. Nie wie niczego, ale trzyma się tej myśli o braciszku. Przecież obiecała, obiecała mu, że się spotkają…

Dużym plusem książki jest to, że sytuację na świecie poznajemy również dzięki innym bohaterom. Ben, Sammy, Evan – świetnie uzupełniają relacje Cassie, dzięki nim poznajemy wizję końca świata dokładniej. Oczami dziecka, jak i nastolatka, a nawet… to już niespodzianka. Pomysł na obóz uchodźców również był świetny. Autor przedstawił to tak obrazowo, że każdą scenę z łatwością mogłam sobie wyobrazić. To jak oglądanie filmu, ale z każdym detalem, który przekazać może jedynie książka. Strach, niepewność, cierpienia, te uczucia wypływają z tej książki masowo. Znajdziemy również nadzieję, która rozkwita w nas, bądź na chwilę umyka. Dla mnie ta książka stała się ogromną motywacją. Czytając ją, miałam ochotę walczyć o siebie, o swoje marzenia. Bo tak niewiele trzeba, aby jutra już nie było. I nie twierdzę, że napadną nas kosmici, choć któż to może wiedzieć. Twierdzę tylko, że życie jest niepewne i kruche, a o rodzinę i przyjaciół zawsze warto walczyć. Trzeba mieć w życiu cel, motywację do działania. To tylko kilka refleksji, które naszły mnie po przeczytaniu „Piątej fali”.


Na okładce przeczytałam słowa: „Poznaj najlepszą powieść 2013 roku, zanim wszyscy zaczną zachwycać się filmem!”. Przyznam rację, jestem przekonana, że film zostanie nakręcony, ale szczerze wątpię, aby oddał on tyle emocji, co papierowa wersja. Dobra książka zawsze na pierwszym miejscu! Tyle akcji nie znajdziecie byle gdzie. To nie przypadek, że wszyscy się nią zachwycają. Polecam!

Moja ocena: 6/6




niedziela, 17 listopada 2013

Złodziej pioruna - Rick Riordan






Tytuł: Złodziej Pioruna
Autor: Rick Riordan
Wydawnictwo: Galeria Książki
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 400







"Wiecie co, wcale nie chciałem być półkrwi. Nie prosiłem się o to, żeby być synem greckiego boga. Byłem zwyczajnym dzieckiem: chodziłem do szkoły, grałem w koszykówkę i jeździłem na rowerze. Nic szczególnego. Dopóki przez przypadek nie wyparowałem nauczycielki matmy. Wtedy się zaczęło. Teraz zajmuję się walką na miecze, pokonywaniem potworów, w czym pomagają mi przyjaciele, a poza tym staram się po prostu... przeżyć. Zrozumiecie to, jak przeczytacie opowieść o wszystkim, co stało się po tym, jak Zeus, bóg niebios, uznał, że ukradłem mu piorun - a rozgniewany Zeus to naprawdę spory problem!"



O bogach greckich każdy słyszał na języku polskim. Mity są dla nas bajkami, co prawda całkiem ciekawymi bajkami, ale pozostają nadal tylko wymysłem ludzi żyjących długo przed nami. Czy wpadłoby Wam jednak do głowy, że ci bogowie to nie żaden wymysł, a prawdziwe istoty, które mają wpływ na nasz los? Jeśli tak, to już na pewno nie wyobrażaliście sobie, że ich siedziba znajduje się w samym Los Angeles. Wyobraźnia Rick’a Riordan’a zrobiła na mnie spore wrażenie. Ten pomysł na książkę zdecydowanie przypadł mi do gustu i oczarował.

Główny bohater – Percy, uczy się w kolejnej szkole z internatem. Jest on wyjątkowo nadpobudliwy, podejrzewa się go nawet o ADHD. Większość nauczycieli za nim nie przepada, a przyjaźni się z nim tylko Grover. W pewnym momencie wydaje się nawet, że chłopiec oszalał. Twierdzi, że uczyła go pani Dodd’s, która zamieniła się w potwora na wycieczce klasowej! Wydaje się, że Percy ma niesamowitą wyobraźnię, która płata mu figle, ale nic z tych rzeczy. Okazuje się, że nie on, jak i jego przyjaciel, a nawet nauczyciel mitologii, nie są zwykłymi ludźmi. Prawda, która nie mieści mu się w głowie wydaje się być niemożliwa. Zeus, Atena, Posejdon – ci bogowie nadal żyją, mało tego, jeden z nich jest rodzicem bohatera. W ten sposób Percy dowiaduje się, że jest herosem. Niestety, już od samego początku ma pod górkę, gdyż zostaje oskarżony o kradzież pioruna samego Zeusa…

Czasami mam ochotę na książkę lekką, która zabiera mnie z powrotem do dzieciństwa, przy której świetnie się bawię. Ta była dokładnie taka. „Złodziej pioruna” ukazał mi mitologię w zupełnie nowym świetle, takim uwspółcześnionym. Świat herosów, niepowtarzalnych przygód i wielkich bogów wciągnął mnie. Wraz z Percym, który od razu zdobył moją sympatię, uczestniczyłam w przerażających zdarzeniach, szczególnie dla dwunastolatka! Obiła mi się o uszy opinia, że można porównać tę historię z Harrym Potterem. Rzeczywiście, trójka przyjaciół w tym bajkowym świecie przypomina trochę książki J.K. Rowling. Tym bardziej jestem oczarowana, ponieważ bardzo miło wspominam tamtą serię. Nie mogę się doczekać, aż poznam kolejne losy bohaterów. Wierzę, że każda kolejna część będzie dla mnie miłym zaskoczeniem.

„Złodziej pioruna” to książka przy której można przyjemnie spędzić czas, odprężyć się oraz poczuć jak dziecko, które po raz pierwszy odkrywa przygody swojego ulubionego bohatera. Jeśli ktoś ma ochotę na nutę fantastyki to serdecznie polecam.

Moja ocena: 4+/6




piątek, 15 listopada 2013

Szukając Alaski - John Green







Tytuł: Szukając Alaski
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 310







„Spędzasz całe swoje życie w labiryncie, zastanawiając się, jak któregoś dnia z niego uciekniesz i jakie niesamowite to będzie uczucie, wmawiając sobie, że przyszłość pomaga ci przetrwać, ale nigdy tego nie robisz. Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości.”


John Green to amerykański autor piszący książki przede wszystkim dla młodzieży. Nie są to byle jakie książki, bo górują one na listach The New York Timesa. Również na Waszych blogach, jak zauważyłam, spotykają się z dużym uznaniem.

Do tej powieści zabierałam się z ogromnym zapałem i nadzieją na coś wspaniałego. Tyle  pozytywnych recenzji przeczytałam! Nie miałam pojęcia czego się spodziewać po tym nieznanym mi dotąd autorze, którego niektórzy uznali już za geniusza.

Całą historię poznajemy dzięki głównemu bohaterowi Milesie, który spełnia tu rolę narratora. Wszystko zaczyna się, gdy chłopak przenosi się do szkoły z internatem. Nie jest on typem najpopularniejszego ucznia. W poprzedniej szkole był niezbyt lubiany. W obecnej znalazł jednak ludzi, którzy nadali jego życiu sens. Przede wszystkim poznał Alaskę Young, piękną i równie szaloną dziewczynę o osobowości, której nie spotyka się na co dzień. Cały prywatny świat Milesa zmienia się nieodwracalnie, gdy zakochuje się on w tej niesamowitej buntowniczce. Poprzez jego myśli, dowiemy się o intensywności uczucia jakim jest miłość oraz o szukaniu sensu istnienia, bądź Wielkiego Być Może, jak to główny bohater nazywa.

Dobrym określeniem tej książki będzie chyba słowo „magiczna”. Mogłabym też powiedzieć, że jest ona zaskakująca i piękna. Jest też głęboka jak kopalnia, z której  wynosimy tony złotych myśli i refleksji. „Szukając Alaski” to utwór, który jest odpowiedzią na pytania o młodość, miłość i przyjaźń. To wskazówka dla nas, jak przejść przez życie, to nauczyciel, który chce nas nauczyć, jak wstawać po upadkach. Pokazuje to wszystko na przykładach, ale nigdy nie nakazuje, nigdy nie zabrania. Nie dziwię się, że John Green zdobył dużą popularność. Potrafi on ubrać w słowa to, co większość chce usłyszeć lub powiedzieć, ale nie wie w jaki sposób. Porusza tematy, które interesują każdego młodego człowieka. Doprowadza nas do śmiechu, aby za chwilę wyciskać z nas łzy.

Od samego początku pisarz wzbudzał we mnie wątpliwości. Kolejne wydarzenia rozpoczynają się słowami : 120 dni przed, 85 dni przed, 24 dni przed… Nie wiedziałam, co się może zdarzyć. Czytałam w niepewności, przebrnęłam przez wiele z stron z ogromnym uśmiechem na twarzy. Nie mogłam przestać czytać, gdyż dni Przed były coraz bliższe zera. Ja natomiast w głowie miałam miliony pomysłów na to, co zdarzy się w tym ostatecznym dniu. Ten zabieg, który wprowadził autor, jest naprawdę bardzo dobry. Również bohaterzy są, moim zdaniem, genialnie wykreowani. Każdy z nich wydawał się być tak bardzo prawdziwy, że miałam wrażenie, jakbym czytała czyjąś historię, jakbym mogła do nich zadzwonić i spytać co u nich słychać. Dlatego też, tym bardziej zżyłam się z nimi i tym bardziej płakałam, gdy działo się coś złego. To, co się działo przeżywałam tak, jakby dotyczyło to moich prawdziwych znajomych. Kończąc książkę, miałam wrażenie jakby odebrała mi ona część duszy. W końcu są książki, które lubią zmieniać nasze życie.

„Szukając Alaski” to przepiękna książka, która wzrusza i rozbawia. Pokazuje też, co w życiu jest naprawdę ważne, ale wybór pozostawia czytelnikowi. Mówi ona o rzeczach, które są w życiu najważniejsze i zarazem najtrudniejsze. Jestem przekonana, że niejednego z Was doprowadzi do łez, a już na pewno do refleksji. Szczerze polecam, bo jest ona jak najbardziej warta przeczytania!

Moja ocena: 6/6






poniedziałek, 4 listopada 2013

Podsumowanie października




Wszyscy już pewnie dawno dodali podsumowania, a ja zabieram się za to z niemałym opóźnieniem. Październik okazał się kolejnym miesiącem w którym czekało mnie wiele pracy. Jednak są też plusy, zauważyłam, że na jesień wydawnictwa zaplanowały wiele premier naprawdę dobrych książek. Czytając Wasze blogi, zastanawiam się kiedy ja przeczytam te wszystkie nowości, które aż do mnie krzyczą! Jak zwykle sprawdzają się magiczne słowa : "Tak dużo książek, tak mało czasu"

Przeczytane książki w tym miesiącu to:
Wiedźmin. Ostatnie życzenie. - Andrzej Sapkowski
On - Łukasz Henel
Ostatnia spowiedź - Nina Reichter
Zbrodnia i Kara - Fiodor Dostojewski
Szukając Alaski - John Green


Największą perełką w tym miesiącu był John Green, którego dopiero co poznałam i zrobił na mnie ogromne wrażenie. Na żadnej z tych książek się też nie zawiodła, więc mogę być jak najbardziej zadowolona. A teraz idę się zaczytywać w Piątej fali ; ) 


piątek, 1 listopada 2013

Dynastia Tudorów. Bądź wola twoja - Elizabeth Massie







Tytuł: Dynastia Tudorów. Bądź wola twoja.
Autor: Elizabeth Massie
Wydawnictwo: Harlequin
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 336





„Dynastia Tudorów” to seria opowieści o potężnym i najbardziej kontrowersyjnym królu w XVI-wiecznej Europie. Książki oparte na scenariuszu superprodukcji „The Tudors”, która nieraz nagradzana była Złotymi Globami, zyskały sobie fanów na całym świecie. Utwór pełen fascynujących, historycznych wydarzeń oraz tragedii ludu, wzbudził w wielu zainteresowanie historią Anglii i pokazał, że nauka o królach może stać się naprawdę fascynująca.

Opowieść oparta na trzecim sezonie „The Tudors” opowiada o kolejnych losach króla Henryka, który zaraz po tym jak skazał żonę na ścięcie, natychmiast zaczął szukać nowej. W końcu ktoś musi mu wreszcie spłodzić syna i następcę tronu. Piękna Jane Seymour staje się idealną kandydatką. Nie tylko z powodu swoich wdzięków, ale również dzięki dobroci swego serca, za co wszyscy ją kochali. To dzięki niej, król wreszcie postanowił pojednać się z córkami z poprzednich małżeństw: Marią i malutką Elżbietą. Mimo wybuchów powstań przeciwko nowej religii, król nie przejmuje się zbytnio, gdyż jego żona właśnie zaszła w ciąże, a niedługo później rodzi mu zdrowego syna. Henryk nie mógł jednak zbyt długo żyć pełnią szczęścia, gdyż jego ukochana umiera. Na wiele dni zamyka się we własnej komnacie.

Pozycja Anglii zdecydowanie słabnie. Próbuje temu zaradzić Kanclerz Cromwell, który w gruncie rzeczy dba tylko o własny interes. Robi on wszystko, aby doprowadzić do ślubu króla z niezbyt piękną księżniczką Anną Kliwijską. Ale kapryśny król potrzebuje kobiety kokieteryjnej i pięknej. Do czego posunie się tym razem, aby pozbyć się niepotrzebnej żony?

To już moje drugie spotkanie z „Dynastią Tudorów”. Osobom, które jeszcze nie miały styczności z tą serią, mogę powiedzieć, że nie jest koniecznie czytanie ich po kolei. Poprzednia część „Królowa traci głowę” zrobiła mnie bardzo dobre wrażenie, a ten tom mu dorównuje. Intrygi dworskie oraz wybuchowy charakter króla sprawiły, że książka jest dobrą odskocznią od codzienności, a przede wszystkim wciąga i fascynuje. Oprócz tego, jest to lekcja historii z nieco innej perspektywy, która z pewnością spodobałaby się niejednemu znudzonemu uczniowi. Cała fabuła to oczywiście kopia scenariusza serialu, ale myślę, że nie stanowi to problemu.  Bardzo podobała mi się nieprzewidywalność tej opowieści. Spędziłam bardzo miły wieczór z królem Henrykiem VIII i cieszę się, że był to wieczór tylko w mojej głowie, bo gdyby był prawdziwy, to już mogłabym stracić głowę. Zdecydowanie niewiele kobiet chciałoby się znaleźć na miejscu żony tego mężczyzny.

Od „Dynastii Tudorów. Bądź wola Twoja” otrzymałam dokładnie to, czego się spodziewałam. Niezbyt wymagająca lektura,  ale jednocześnie wnosząca coś do mojej głowy. Polecam każdemu, kto ma ochotę na tę ciekawą lekcję historii. Pomysły króla nie pozwolą Wam się nudzić.


Na koniec ciekawostka, która głęboko mną wstrząsnęła.


„W wyższych sferach  popularny był makijaż imitujący bladość. Efekt wybielający uzyskiwano dzięki składnikom takim jak białko z jajka, sproszkowane skorupy jaj, ziarna białego maku (…). Innym sposobem na uzyskanie pożądane bladości było upuszczanie krwi.”

Jak widać nie tylko współczesne kobiety zrobią wszystko, aby podobać się mężczyznom.