piątek, 5 lipca 2013

Sto dni po ślubie - Emily Giffin

Tytuł: Sto dni po ślubie
Autor: Emily Giffin
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 369
Moja ocena: 7/10





„Właściwie to coś, o czym marzy każda dziewczyna, którą rzucił facet. Że kiedyś pożałuje, wróci i powie jej o tym.”

   Miłość to najpiękniejsze, a zarazem  najtrudniejsze istniejące uczucie. Małżeństwo natomiast to znak, że dwoje ludzi nie tylko się kocha, ale również pragnie poświęcić dla siebie i być ze sobą mimo wszelkich przeszkód. Los jest jednak kapryśny i zanim znajdziemy tę prawdziwą miłość rzuca nas tu i tam. Pewnie większość z nas nie raz kochała i przeżywała „wielką miłość” , jednak niewiele z nich skończyło się happy endem. Najgorsze jest jednak to, że przeszłość zawsze do nas wraca. Próbujemy ułożyć sobie życie, jesteśmy szczęśliwi, a tu nagle kilka wspomnień, kilka intensywnych uczuć z przeszłości burzy naszą bajkę. Co trzeba zrobić aby odciąć się od przeszłości raz na zawsze ? I czy pierwsza wielka miłość zawsze okazuje się tą najsilniejszą i właściwą ?

   Główną bohaterką powieści jest Ellen. Jej historię poznajemy od momentu stu dni po jej ślubie. Andy jest jej mężem.  Ich małżeństwo jest zupełnie nowe i bardzo dobrze się im układa. Wydają się być dla siebie stworzeni, świetnie ze sobą współgrają. Ellen to młoda artystka, pasjonuje ją fotografowanie. Jest osobą wrażliwą i bezgranicznie kocha swego męża. Jest on bratem jej przyjaciółki Margot dzięki czemu wychodząc za niego za mąż stała się częścią rodziny którą znała od lat. Andy natomiast jest chyba ideałem mężczyzny dla wielu kobiet: romantyczny, opiekuńczy, zaradny. Jest to związek doskonały, jednak jak wiemy z doświadczenia: wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć. Tak więc pewnego dnia Ellen spotyka na zatłoczonej ulicy Nowego Jorku swoją dawną miłość – Leo.  Nic nie znaczące spotkanie, a jednak zakłóca wewnętrzny spokój bohaterki na dobre. Uczucia powracają i okazuje się, że Ellen nadal czuje pewien pociąg do swego byłego. Czy to uczucie to prawdziwa, ognista miłość, która na zawsze pozostała w sercu bohaterki? Kto okaże się tym jedynym ? Wszystkiego dowiecie się po przeczytaniu, dlatego zachęcam !

   Jest to moje pierwsze spotkanie z Emily Giffin i mogę śmiało stwierdzić, że zaintrygowała mnie ta autorka. Co prawda na początek miałam sięgną po tak wychwalane „Coś pożyczonego”, jednak gdy zobaczyłam tę pozycję w bibliotece nie mogłam się powtrzymać. Ta młoda pisarka wywarła na mnie całkiem dobre wrażenie i z pewnością sięgnę po jej pozostałe utwory.

„Każde zerwanie wydaje się skomplikowane, choć tak naprawdę w większości wypadków wszystko jest bardzo proste. Jedna osoba odkochuje się - albo zdaje sobie sprawę z tego, że w rzeczywistości wcale nie była zakochana - i nagle czuje potrzebę cofnięcia wszelkich słów i obietnic.”


   Najbardziej w tej powieści podobał mi się jej realizm. Co prawda ja kompletnie nie potrafiłam utożsamić się z naszą drogą Ellen i nigdy nie rozumiałam miłości do dwóch mężczyzn jednocześnie, ale wiem na pewno, że jest mnóstwo kobiet które z łatwością odnalazłyby siebie w takiej sytuacji. Historia wydaje się być zupełnie zwyczajna a pomysł mało oryginalny, jednak jest w stylu tej autorki coś takiego, co sprawia że opowieść ta jest wyjątkowa i bardzo nas zaciekawia. Przyznam się, iż były takie momenty w których po prostu nie mogłam przestań czytać, dopóki nie dowiem się co stało się dalej. Ostatnie kilkadziesiąt stron non stop trzymało mnie  w napięciu, a w głowie podpowiadałam bohaterce co powinna zrobić a czego nie. Najbardziej urzekł mnie fakt, że nie przewidziałam zakończenia, co ostatnio zdarzało mi się w naprawdę wielu książkach.

„Istnieją dwa rodzaje przeprosin. Jeden podszyty żalem za tym, co się utraciło, i ten drugi, prawdziwy: prośba o przebaczenie, bez żadnych podtekstów.”

   „Sto dni po ślubie” to utwór intrygujący, bardzo dobrze ukazujący psychikę kobiet i pozwalający na kilka przemyśleń.  Osobiście bardzo mi się podobał, choć wątpię abym sięgnęła po niego jeszcze raz. Była to dla mnie miła lektura i nie żałuję, że zabrałam się za nią. Uwielbiam książki w których ukazane jest prawdziwe życie, prawdziwe problemy, które spotykają tysiące ludzi. Taki właśnie prawdziwy obraz małżeństwa otrzymałam w tej powieści: nie jest to żadna sielanka, tylko ogromny trud, wiele wyborów oraz przede wszystkim poświęcenie. Polecam wszystkim, którzy mają ochotę na taką kobiecą literaturę.

„Miłość to suma wyborów, siła zaangażowania, więzi, które trzymają nas razem.”







3 komentarze:

  1. Czytałam dwie powieści tej pisarki i miło je wspominam. To było "Coś pożyczonego" i "Coś niebieskiego", polecam :) Recenzowanej przez Ciebie książki nie znam, ale na pewno kiedyś po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam twórczości tej autorki, ale zakupiłam cały pakiet jej powieści w wersji kieszonkowej. Teraz trochę żałuje, bo jest tam bardzo mała czcionka, ale może w wolnej chwili poczytam jednak Sto dni po ślubie, skoro tak pozytywnie ją oceniasz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak na twój staż pisania recenzji to ta jest naprawdę dobra. Mam na półce jak wiesz "Coś pożyczonego", nie wiem kiedy się za to zabiorę, będzie ciężko bo mój stos nie ma końcu. "STO DNI PO ŚLUBIE" na pewno też kiedyś przeczytam, tym bardziej, że tobie się podobała ;)

    OdpowiedzUsuń