Tytuł: Sto dni po ślubie
Autor: Emily Giffin
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 369
Moja ocena: 7/10
„Właściwie to coś, o czym marzy każda dziewczyna, którą
rzucił facet. Że kiedyś pożałuje, wróci i powie jej o tym.”
Miłość to najpiękniejsze, a zarazem najtrudniejsze istniejące uczucie. Małżeństwo
natomiast to znak, że dwoje ludzi nie tylko się kocha, ale również pragnie
poświęcić dla siebie i być ze sobą mimo wszelkich przeszkód. Los jest jednak
kapryśny i zanim znajdziemy tę prawdziwą miłość rzuca nas tu i tam. Pewnie
większość z nas nie raz kochała i przeżywała „wielką miłość” , jednak niewiele
z nich skończyło się happy endem. Najgorsze jest jednak to, że przeszłość
zawsze do nas wraca. Próbujemy ułożyć sobie życie, jesteśmy szczęśliwi, a tu
nagle kilka wspomnień, kilka intensywnych uczuć z przeszłości burzy naszą
bajkę. Co trzeba zrobić aby odciąć się od przeszłości raz na zawsze ? I czy
pierwsza wielka miłość zawsze okazuje się tą najsilniejszą i właściwą ?
Główną bohaterką powieści jest Ellen. Jej historię poznajemy
od momentu stu dni po jej ślubie. Andy jest jej mężem. Ich małżeństwo jest zupełnie nowe i bardzo
dobrze się im układa. Wydają się być dla siebie stworzeni, świetnie ze sobą
współgrają. Ellen to młoda artystka, pasjonuje ją fotografowanie. Jest osobą
wrażliwą i bezgranicznie kocha swego męża. Jest on bratem jej przyjaciółki
Margot dzięki czemu wychodząc za niego za mąż stała się częścią rodziny którą
znała od lat. Andy natomiast jest chyba ideałem mężczyzny dla wielu kobiet:
romantyczny, opiekuńczy, zaradny. Jest to związek doskonały, jednak jak wiemy z
doświadczenia: wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć. Tak więc pewnego
dnia Ellen spotyka na zatłoczonej ulicy Nowego Jorku swoją dawną miłość – Leo. Nic nie znaczące spotkanie, a jednak zakłóca
wewnętrzny spokój bohaterki na dobre. Uczucia powracają i okazuje się, że Ellen
nadal czuje pewien pociąg do swego byłego. Czy to uczucie to prawdziwa, ognista
miłość, która na zawsze pozostała w sercu bohaterki? Kto okaże się tym jedynym
? Wszystkiego dowiecie się po przeczytaniu, dlatego zachęcam !
Jest to moje pierwsze spotkanie z Emily Giffin i mogę śmiało
stwierdzić, że zaintrygowała mnie ta autorka. Co prawda na początek miałam
sięgną po tak wychwalane „Coś pożyczonego”, jednak gdy zobaczyłam tę pozycję w
bibliotece nie mogłam się powtrzymać. Ta młoda pisarka wywarła na mnie całkiem
dobre wrażenie i z pewnością sięgnę po jej pozostałe utwory.
„Każde zerwanie wydaje się skomplikowane, choć tak naprawdę
w większości wypadków wszystko jest bardzo proste. Jedna osoba odkochuje się -
albo zdaje sobie sprawę z tego, że w rzeczywistości wcale nie była zakochana -
i nagle czuje potrzebę cofnięcia wszelkich słów i obietnic.”
Najbardziej w tej powieści podobał mi się jej realizm. Co
prawda ja kompletnie nie potrafiłam utożsamić się z naszą drogą Ellen i nigdy
nie rozumiałam miłości do dwóch mężczyzn jednocześnie, ale wiem na pewno, że
jest mnóstwo kobiet które z łatwością odnalazłyby siebie w takiej sytuacji. Historia
wydaje się być zupełnie zwyczajna a pomysł mało oryginalny, jednak jest w stylu
tej autorki coś takiego, co sprawia że opowieść ta jest wyjątkowa i bardzo nas
zaciekawia. Przyznam się, iż były takie momenty w których po prostu nie mogłam
przestań czytać, dopóki nie dowiem się co stało się dalej. Ostatnie
kilkadziesiąt stron non stop trzymało mnie
w napięciu, a w głowie podpowiadałam bohaterce co powinna zrobić a czego
nie. Najbardziej urzekł mnie fakt, że nie przewidziałam zakończenia, co
ostatnio zdarzało mi się w naprawdę wielu książkach.
„Istnieją dwa rodzaje przeprosin. Jeden podszyty żalem za
tym, co się utraciło, i ten drugi, prawdziwy: prośba o przebaczenie, bez
żadnych podtekstów.”
„Sto dni po ślubie” to utwór intrygujący, bardzo dobrze ukazujący
psychikę kobiet i pozwalający na kilka przemyśleń. Osobiście bardzo mi się podobał, choć wątpię
abym sięgnęła po niego jeszcze raz. Była to dla mnie miła lektura i nie żałuję,
że zabrałam się za nią. Uwielbiam książki w których ukazane jest prawdziwe
życie, prawdziwe problemy, które spotykają tysiące ludzi. Taki właśnie
prawdziwy obraz małżeństwa otrzymałam w tej powieści: nie jest to żadna
sielanka, tylko ogromny trud, wiele wyborów oraz przede wszystkim poświęcenie.
Polecam wszystkim, którzy mają ochotę na taką kobiecą literaturę.
„Miłość to suma wyborów, siła zaangażowania, więzi, które
trzymają nas razem.”
Czytałam dwie powieści tej pisarki i miło je wspominam. To było "Coś pożyczonego" i "Coś niebieskiego", polecam :) Recenzowanej przez Ciebie książki nie znam, ale na pewno kiedyś po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńNie znam twórczości tej autorki, ale zakupiłam cały pakiet jej powieści w wersji kieszonkowej. Teraz trochę żałuje, bo jest tam bardzo mała czcionka, ale może w wolnej chwili poczytam jednak Sto dni po ślubie, skoro tak pozytywnie ją oceniasz.
OdpowiedzUsuńJak na twój staż pisania recenzji to ta jest naprawdę dobra. Mam na półce jak wiesz "Coś pożyczonego", nie wiem kiedy się za to zabiorę, będzie ciężko bo mój stos nie ma końcu. "STO DNI PO ŚLUBIE" na pewno też kiedyś przeczytam, tym bardziej, że tobie się podobała ;)
OdpowiedzUsuń